Strony

wtorek, 25 września 2012

Ta mała piła dziś!


Alkohol. Jedni by rzekli, że to nektar bogów, którzy zlitowali się nad nami i zesłali go, by umilić nam ziemskie katusze. Kto nie pił lampki wina w chłodne jesienne wieczory, czy zimnego napoju chmielowego w jeden z dni upalnego lata. Kilka procentów potrafi skutecznie rozwiązać język, ułatwić rozmowę i wywoływać urocze rumieńce na twarzy.
No cóż, napoje procentowe mają też skutki uboczne. Niekontrolowane zachowania, szybkie ścięcie z nóg, i kac. Kiedy widzimy pijanych nie budzą w nas oni żadnych większych emocji. Ot co byli na imprezie upili się i tyle. Niekontrolowane zachowania są można by rzecz czymś naturalny. Czasami budzą w nas strach, odrazę jednak patrzymy na to jak na skutek uboczny. W końcu kiedyś wytrzeźwieje. Częściej zaś śmiejemy się z nich, a następnego dnia zdajemy im relację z wygłupów, która jest przerywana uroczym "nigdy więcej".

Jednak co wtedy, kiedy mamy równanie kobieta + alkohol?
Czy kiedy nam powinie się nóżka, a procenty zbyt szybko uderzą do głowy ocena naszego zachowania też zawsze są tak pobłażliwe?
No cóż - od nas kobiet wymaga się więcej. Wszelkie zachowania, które odbiegają od normy są karcone. Tylko kto ustala te normy, i jak one brzmią? Szybko też przykleja się nam karteczkę "łatwa" i "sama sobie winna" bo powinna wiedzieć, że dwie lampki wina to jej maksymalna porcja trunku.
Może zaś chodzi oto, że nam wolno pić tylko w zaciszu domu. W gronie bliskich znajomych, kiedy nie jesteśmy "wystawione" na widok publiczny. 

Sądzę, że w lampce wina, drinku czy zimnym piwie w ręku kobiet nie ma nic złego. Widok ten jest powszechnie akceptowalny. Jednak problem tkwi właśnie w umiarze. Kobieta powinna wiedzieć ile może wypić (haha, dobre sobie;)). Na pewnie też nie powinna chodzić do barów sama. Kiedy procenty robią swoje w głowie staje się ona 'łatwym łupem" mężczyzn czekających tylko na odpowiednią okazję. 
Znaczenie też będzie miała częstotliwość. Kobieta pijąca piwo za piwem, będąca wulgarną zatraca w sobie kobiecość. Nie jest już subtelna, delikatna... a staje się męska.
Zatem delikatne rumieńce na twarzy będą uroczę, dziewczęce, a pijacki bełkot niekoniecznie...

Koszulo, jak Ty jako przedstawiciel płci brzydkiej odbierasz pijane kobiety? Bo może dla Was - mężczyzn to bez różnicy.


Szminka.

piątek, 14 września 2012

Złoty krążek.

Taka niewinna. Niepozorna i delikatna. Niby nic, a jednak. Lepiej jak jest, niż gdy jej nie ma. Od małego wmawiają nam, że to symbol miłości. Ot takie złoto cudo na palcu ma przypieczętowaniem ogromnego i płomiennego uczucia! W końcu Królewna Śnieżka miała ją na palcu - miała. Śpiąca Królewna? Oczywiście, że też! No to jak jak takie wzorcem z  dzieciństwa ją posiadały to ja mam jej nie mieć?!

Zatem dniem i nocą marze o niej. Nie o tym, kto mi ją da, ale o niej. Małej, złotej i niepozornej. Moim Skarbie, który da mi wszystko. Zapewni stabilności, bliskość, męża i dzieci. Ot tak. Jest moją obsesją, pragnę jej niczym Smeagul. Może nawet bardziej. W końcu jestem kobietą i jak każda kobieta chcę ją mieć! Rzecz jasna, chcę także by miał ją on. W końcu to oznacza, że jest zajęty! Ba! To oznacza, że należy tylko do mnie! I niech jakaś się spróbuje zbliżyć do niego, to jej blask  ją oślepi!

Do tego jeszcze ta biała suknia z ogromna ilością falbanek i koronek! I ta góralska kapela! A tak, i on, ten który to złote cudo nałoży mi na palec. Zatem teraz dalej tylko wzdycham i marzę i szukam tego naiwnego, który sprawi mi ten zaszczyt i owo cacko kupi.

No cóż Panowie! Nie jeden z Was tak sobie właśnie wyobraża kobietę. Taki Smeagul, tyle że więcej włosów, kształty ciut lepsze, a jak skoczy nawijać o obrączce, bo ją dostanie to i może coś ugotuje!
Zatem jesteśmy niczym te sępy. Spotykamy się z Wami, ale w głowie mamy tylko jedno! Jak najszybciej Was zaobrączkować.

No cóż, dziewczynkom od małego do snu czyta się bajki, chłopcom zaś chyba powieści z krypty!
Innego wytłumaczenia nie mam, na tak błędne i krzywdzące postrzeganie nas - kobiet.

Owszem, kiedy jesteśmy już w stałym związku, dobrze jest, by był on już ustabilizowany. Jednak nie będziemy wymagać od Was, żebyście po trzech spotkaniach padali na kolana i zamiast uroczego "podobasz mi się" pytali "czy wyjdziesz za mnie?". No litości!!

Poza tym co takiego strasznego jest w ślubie? W tym, że związek nie tylko faktycznie, a i prawnie jest uregulowany? Czy naprawdę to złote maleństwo tak wiele zmieni w Waszym życiu?

Szminka.

Randki są...

... Okej!

Lecz rządzą się swoimi prawami. Tak jest, a co! To nie spotkanie z przyjacielem, gdzie bez skrępowania poleci bąk. Nie tędy droga. To wyjątkowe wydarzenie, które może okazać się zwiastunem naszego życia uczuciowego, bądź czysto seksualnego - choć jedno nie wyklucza drugiego. Warto więc do niej podejść zupełnie na serio. Przede wszystkim uświadomić sobie, że warto się postarać! Tak jak Wy drogie Panie, tak i Ja - dziś wyłącznie w moim "imieniu" mam swoje wymagania. Przypuszczam, że nie chciałybyście aby facet przyszedł nawalony jak świnia, zasmrodzony, jakby dopiero wyszedł z obory i ubrany tak, że wstyd atakuje niemiłosiernie, trafiłem? To dobrze. Nie mam jakiś specjalnych wymagań. Świadomość, że dziewczyna/kobieta naprawdę starannie przygotowała się do spotkania, pokazując jednocześnie "szacunek", wystarczy. Boje się już używać tego słowa, co za czasy!

Co przez to rozumiem? Właściwy makijaż, podkreślający urodę - bez tapeciarni - chyba, że para unosząca się z gorącej pizzy ma rozmazać to, tworząc breję. Słowo, utkwi to w pamięci faceta, ale... no właśnie. Strój. Każdy ma swój styl, gdzie przeznaczone cichy segreguje wedle okoliczności. Dres, spocony od 40 minutowego biegania, wzbudzi tylko bezradne westchnięcie. Jesteście kobietami! Możecie pokazać więcej do cholery!
Ja lubię jak jest dekolt - wtedy dobrze wiecie, że faceci pękają. A jeżeli gość potrafi poprowadzić rozmowę, to taki dekolt potrafi bardzo rozluźnić atmosferę, zwłaszcza jak się o nim bezpośrednio mówi! To ułatwia sprawę - wierzcie mi. Fryzura - wszystkie weselne odpadają! Ohydztwo! - Tak, zdarzało się... uprzedzając zapytania. Nie wracajmy do tego. Tematy do rozmów, wszystkie związane z materializmem kwalifikują Was jako B-, czyli chętna na dobra, skłam, a noc spędzisz z dobrym śniadaniem.

Kwestia płacenia. Hmm... "wyskoczenie" kobiety, że płacimy za siebie, od razu usadawia ją na piedestale do małżeństwa, dzieci i szczęśliwego życia! W innym wypadku: rozwód, albo stek kłamstw, co w gruncie rzeczy też kończy się rozpadem.

Wyjście do łazienki, kiedy dostajemy rachunek? Straszny manewr! Choć usprawiedliwiony w przypadku, kiedy randka została przez Was odhaczona jako "NWŻ" - NIGDY W ŻYCIU! Czyli jakby w knajpie żarło się za darmo! Tutaj może dojść do nieporozumienia. Trzeba uważać, bo samczyk lubi już się nie odezwać po takim ruchu.

Jeszcze jedno... trzeba dużo gadać i nieco rozmawiać. Nic tak nie kręci faceta jak inteligentna dziewuszka, w dekolcie z olbrzymimi cyckami! Maaaałeeee też przejdą!
Szminka. Najbardziej wkurzający komplement dla Ciebie, to? ;) Ładne kolana?!

Koszula.


No cóż Koszulo, liczyłam na coś ciekawszego. No nie nachmurzaj się tak Maleńki. Ameryki nie odkryłeś pisząc, że wymagamy aby nasz partner/partnerka był ubrany schludnie i adekwatnie do miejsca, w którym owa randka ma nastąpić. Jak nas widzą tak nasz piszą. 

Kwestia rachunku - jak wiesz jestem zwolenniczką zasady "każdy płaci za siebie". Jednak nie wszystkim to pasuje. Czasami wręcz słyszę protest i słowa pt. "nie obrażaj mnie", "to ja zaprosiłem Ciebie". Wszystko zależy od tego na jakiej stopie jest nasza znajomość i który raz się spotykamy.

Tutaj odeślę do wcześniejszego artykułu:

K. może jednak uchylisz rąbka tajemnicy i napiszesz na co zwracasz uwagę na randkach. Weselne fryzury, dres, czy rachunek...? Tylko tyle?

Szminka.

piątek, 7 września 2012

Samotność w sieci.

Czy dźwięk komunikatora może zastąpić dźwięk głosu? Czy litery pojawiające się na monitorze mogą sprawić, że nasze serce będzie biło szybciej, i nie będziemy czuć się tacy samotni?

W świecie którym rządzi pieniądz zapominamy o tym jak bardzo dla nas ważny jest drugi człowiek. Liczy się tylko ilość zer na naszym koncie, kontakty i prestiż. Kiedy wracamy do domu wita nas przejmująca cisza  i kot. Otwieramy wino, napełniamy kieliszek. Teraz zaczyna się nasze nocne życie. Stukot klawiatury... i szukanie osób, które chociaż przez chwilę zapełnią głuchą ciszę naszego domu dźwiękiem nadchodzącej wiadomości.

Wirtualne znajomości dają nam namiastkę prawdziwej przyjaźni. Mówimy ile chcemy i co chcemy rozmówcy. Czasami jest to prawda, czasami wierutne kłamstwo. Jednak trwamy w tej matni, bo nie da się żyć samemu.Człowiek potrzebuje bliskości. Chociażby tej wyimaginowanej. Wirtualni znajomi, nie będą zważać na to, że jesteś bez makijażu, w wyciągniętym starym swetrze, który już dawno powinien wylądować w kontenerze. Nie będąc potępiać Twojego mało wyrafinowanego gustu muzycznego, kiedy dnia nie będziesz zaczynać od Bacha, a od jakże wymownych słów "nie daj się" nucąc za zelektryzowaną panią. Jednak oni zawsze będą. Ty wchodząc do mieszkania, pierwsze co zrobisz to włączysz komputer i sprawdzisz swoją skrzynkę będąc niemal pewną, że czeka tam na Ciebie kilka nowych wiadomości.

I tak cichy dźwięk komunikatora wypełnia otaczająca Cię pustkę.


Wirtualne znajomości mają od groma swoich zalet. Rozmówca ocenia nas po tym jacy jesteśmy. Liczą się tylko nasze poglądy, pasje i umiejętność bezbłędnego pisania. Na nocnych rozmowach możemy być ubrani bądź jak, strój nie ma znaczenia. Nie musimy też płacić obłędnych kwot za drinki! Rozmawiamy z kim chcemy i kiedy chcemy!

Zasadniczy minus?
Nigdy nie wiemy, czy ten po drugiej stronie kabelka jest tym za kogo się podaje. Nie mamy możliwości jego weryfikacji. Jesteśmy pozbawieni możliwości konfrontacji tego co nam przekazuje z mowa jego ciała. Nie spojrzy nam prosto w oczy, nie mamy pojęcia czy jego śmiech jest szczery. Poświęcając czas na rozmowę z nim, z czterech ścian biura, zamykamy się w czterech ścianach domu.

Czy internetowe znajomości są złe?
Oczywiście, że nie. Sieć pozwala nam na spotkanie ludzi o podobnych pasjach, zainteresowaniach, czy też znajdujących się w podobnej sytuacji. Tutaj wszyscy jesteśmy równi. Nie liczy się to jak wyglądamy, jaki mamy status społeczny. Za pseudonimem chowamy swoje wszystkie kompleksy. Bycie anonimowym, pozwala nam na bycie wolnym. Jednak bycie anonimowym usypia też naszą czujność. Może pozwolić nam stać się ofiarą. Nie tylko możemy zostać wykorzystani, ale sami możemy stworzyć sobie internetowa klatkę, która sprawi, że naszym jedynym oknem na świat będzie monitor. Naszymi jedynymi przyjaciółmi, Ci z sieci. Nie będziemy potrafi swobodnie rozmawiać w towarzystwie, a jedyną formą komunikacji w  jakiej będziemy czuli się swobodnie, będą wiadomości tekstowe...
Staniemy się takimi wybrakowanymi ludźmi...

Wiesz Koszulo, czasami przeraża mnie ten internetowy świat. Boję się, że podążając za postępem, zatracimy w życiu to, co jest najważniejsze. Boję się, że głos komunikatora, zastąpi dźwięk ludzkiego głosu, czy jednak słusznie?

Szminka.


Wiesz Szminko, mnie za każdym razem przeraża, że ludzie naprawdę nie potrafią korzystać z dobroci jakie daje im technika. Teraz to coś normalnego, że Twoje wpisy nie są przywieszane na drewnianej tablicy, a moje odpowiedzi nie pędza kilka dni dyliżansem. Choć to momentami by mnie ucieszyło - bez wyjawiania powodów. Trzeba spojrzeń najpierw na siebie, czy aby... ta technologia nazbyt stała się częścią naszego codziennego życia, zakłócana przez sentymentalne wstawki wynikające z naszej wrażliwości... czy zbudowane na podstawie filmów. Hipokryzja - podsumowując. Mi nie bardzo uśmiecha się podjeżdżanie pod galerię koniem z wozem i w przypadku nierozczytania listy składników zawracać na drugi koniec miasta. Wolę wysłać smsa i po paru sekundach dostać odpowiedź - i jakkolwiek atakowałabyś moją sentymentalną stronę, to i tak nic nie zmieni chęci powrotu do tablicy i dyliżansów. 

To co miało nas zbliżać, zaczyna nas oddalać. Internet coraz bardziej wkracza do naszego życia i czy tego chcemy czy nie, będzie on widoczny. na każdym kroku, no chyba, że zamieszkamy gdzieś w buszu, choć dziś i tam jest zasięg! 

Poznawanie ludzi tutaj, w wirtualnym świecie, ma swoje wady i zalety. W zależności od tego, czego potrzebujemy. Żonaty zyskuje potężne narzędzie w szukaniu kochanki. Zagubiona istotna może trafić na osoby myślące tak jak ona, a więc przyczyni się to do przetrwania trudniejszego okresu w życiu. Możesz znaleźć cytat z książki w parę sekund, zamiast szukać przeglądając stronę po stronie. Zrobić zakupy itd, ale i tak braknie Ci na wszystko czasu - paradoks? Oczywiście. Niewyjaśniony.

Ten kto czeka tylko na dźwięk komunikatora, to osoba uzależniona! Poznawanie nowych ludzi, dostarcza więcej radości - może inaczej, emocji, niż za pośrednictwem tekstu w okienku.

Co komu sprawia przyjemność :) Ja tam lubię chodzić z nagim torsem! Co więcej. Nawet teraz, pisząc odpowiedz, tak właśnie jest! Choć zimno się robi i...
Koszula. 

wtorek, 4 września 2012

Pies ogrodnika.

Pies ogrodnika? A któż to taki? To ten co sam nie zje, a drugiemu też nie da! Otóż Drodzy Panowie, bardzo często ten syndrom można zaobserwować u Was. Kiedy rozstaniecie się się ze swoją ukochaną przeważnie uniesienie dumą i zachłyśnięcie wolnością balujecie do upadłego. Piwko z kumplami, imprezy, przygoda goniąca przygodę. W końcu jesteście wolni i możecie robić co chcecie.
W tym czasie kobieta przepłakuje morze łez, wspiera przemysł spożywczy zakupując niezliczone ilości słodyczy, wszystko po to by później popaść w jeszcze większą rozpacz widząc metkę xxl na swoich ubraniach.Wtedy postanawia wziąć się za siebie. Zmiana fryzury, przyzwyczajeń, powraca do świata żywych. Niebawem poznaje kogoś. Jest szczęśliwa.

Wtedy w Was Panowie budzi się ta mała bestia. W przeciągu chwili kiedy status Waszej byłej zmienia się z wolna w związku uświadamiacie sobie, że kilka miesięcy temu popełniliście największy błąd swojego życia! Porzuciliście tak wspaniałą  kobietę, która była "sensem Waszego życia". Mija kilka godzin, a Wy odkopaliście jej  numer. Wysyłacie jej setki sms, wiadomości, dzwonicie, prosicie o spotkanie.
Wasza desperacja jest imponująca. Potraficie wyglądać niczym zombi, bo nie śpicie przez kilka nocy analizując "jakimi to idiotami nie byliście". I tak Wasza mała walka o serce ukochanej zatacza coraz szersze kręgi. Nie są to tylko miejscowe kwiaciarnie, a Wasi wspólni znajomi. Szukacie pomocy gdzie się da, a jakbyście mogli to i do bram piekielnych byście zapukali. Jednak ten z ogonem podsuwa Wam lepszy pomysł. Szepcze do ucha:
No jak myślisz, czego chce kobieta?
Ty jaśnie oświecony biegniesz do najbliższego banku, sprawdzasz ile masz na koncie. Myślisz sobie: ona jest mym życie, nie ważne ile, ważne żeby ją mieć. Przechodzisz bramy dumnie opatrzone literką "J". wybierasz ten najpokaźniejszy! W końcu musi odzwierciedlać Twoje uczucie, bo jak inaczej!
Teraz tylko Wabi swa ukochaną w romantyczne miejsce. Zachód słońca, róże wino i Ty padający przed nią na kolanach...! Musi się udać...

O jaka Twa mina zdziwiona kiedy ona odpowiada "Nie". No jak mogła! Przecież Ty ją tak kochasz!

Ona też kochała, też cierpiała i przede wszystkim czekała... Wtedy nie miałeś dla niej czasu. Byłeś zachłyśnięte wolnością.  Nie dostrzegałeś jej bólu i cierpienia. Jeśli sądzisz, że jedno kilka zdań pt. "ależ ja byłem głupi", "teraz nigdy już nie będziesz przeze mnie płakać", pomogą to jesteś w wielkim błędzie. Jeśli masz na tyle przyzwoitości, to nie bądź jak ten pies ogrodnika, i pozwól jej być szczęśliwą.

Drogi Koszulo, ten "syndrom" to jedna z rzeczy, w których Was - facetach pojąc nie mogę. Nie doceniacie tego co macie na wyciągnięcie ręki, kiedy jednak to stracicie (czytaj: pojawi się inny mężczyzna) nie przebieracie w środkach by to odzyskać. I Wasza kreatywność w tym względzie nie zna granic!
A te miny spaniela, które serwujecie są przejmujące. I do tego ta hipokryzja pt. "patrz jak ja cierpię".



Szminka.
 
 
Aż żal mi się zrobiło tej kobiety. Tyle, że do jasnej cholery! To działa w obie strony! Żaden szanujący się mój znajomy nie ruszył takim schematem jak opisałaś. To jest margines. Większy procent dotyczy on kobiet, tyle, że robicie to w mniej spektakularny sposób, choć... też zdarzają się wyjątki. Nie doceniamy tego co mamy? - ciężko mi się ustawić pod takim zarzutem, zwłaszcza, że problematyka tutaj jest zbyt szeroka, aby pójść jednym kierunkiem - bo można gdybać i gdybać. 

Faktem jest, że jeżeli partner daje nam jasno do zrozumienia, że trzeba porozmawiać, wyjaśnić sobie sytuację - to w przypadku "zlania" tego z drugiej strony, nie ma co sobie życia utrudniać i płakać w poduchę zajadając się lodami. To daje prosty argument, który powinien wyleczyć z kacu po związku - tylko należy sobie to uświadomić. Nie był warty, a my popełniliśmy błąd w jego wyborze. Amen. Rozumiem, że są emocje, zawiłe motywy utrudniające działanie rozsądku - ale taki mur postawiony przed gotowością do rozmowy powinien zabić w nas wszystkich emocje, które skłaniają do zasłonięcia żaluzji i siedzenia w ukryciu przed całym światem. Powinniśmy być wściekli na siebie! Wyładować się na siłowni, w bieganiu, na worku treningowym itp! Nie w stronę płakusiania, poczucia straty. Tak to już jest, że kiedyś osoba ta była dla nas wszystkim, a dziś zblakła obojętnością - to konsekwencja braku partnerstwa i ugody w sprawie szukania kompromisu. Koszula się wymądrza, pisze w trzej osobie, ale tym razem dobrze radzi!

Zawsze się coś w nas pali, kiedy widzimy eks'ów szczęśliwych. Jednak tylko pod jedynym warunkiem, że my nie jesteśmy szczęśliwy.
Facet ten opisany przez Ciebie jest kutasem, bo nie był skłonny do kompromisu - przynajmniej tak wnioskuję. No chyba, że między nimi był problem, ale oboje nie byli wstanie dojść do porozumienia. Dlatego ona płacze, a facet zaczyna szukać pocieszenia w przyjemnościach. Wtedy oboje są kutasami!  

I ja też w Was kobietach nie rozumiem pewnej postawy. "To on jest facetem, powinien się starać, odezwać się, załagodzić" - nawet, jeżeli wina leży po stronie kobiety. Prowadzi to tylko do jednego:

Zakończenia pewnego rozdziału w naszym życiu.

Koszula.

O wesołym życiu emigranta.

Oczywiście nie polskiego! Mowa o tych emerytowanych z "zachodu". Nie muszących szukać szansy dla siebie na lepsze jutro. Znacie to uczucie, kiedy całe życie pracowaliście w pocie czoła, rezygnując z życia prywatnego, aż stuknął wam wiek emerytalny?
Świetnie, ja też nie. Posiłkując się wiedzą zebraną w artykule odnośnie tego zwyczaju we Włoszech, naszły mnie pewne wnioski. Można palnąć, że lepiej późno niż wcale, ale... organizmu nie przeskoczymy. Rząd wypłaca wam 1200 Euro emerytury. Żyjecie sami. Macie dzieci, ale rozjechały się po świecie. Dostajecie tylko kartki na święta. Małżonek/a nie żyje od dłuższego czasu - niestety nie wytrzymała trudu pracy. Żyjecie w kraju, gdzie te 1200 to i tak na waciki. Choć przymykając prawe oko, da się przeżyć. Starczy na leki, żarcie i prezenty dla wnuków. Siedzicie sobie w zabytkowym fotelu ze skóry jelenia, nogi odpoczywają na pufie, a telewizor pokazuje wam jak tragiczny jest ten świat. Ta klitka zwana mieszkaniem wkurza was od czterdziestu lat. Wodzicie spojrzeniem po suficie. Pełno pajęczyn - niestety reumatyzm daje się wam we znaki. Sprzątanie? Każde jednorazowe skraca życie o rok, a tu już 65-a - statystycznie już nie żyjesz.

Wychodzisz w bereciku na spacer. Siadasz na ławeczce i obserwujesz jak dzieciaki podpalają trawkę bawiąc się w swoim latającym świecie. Wzdychasz, lecz... Trafiasz na dawnego znajomego. Razem pracowaliście, życiorysy niemal identyczne. Jednak on jest znacznie weselszy. Okazuje się, że postanowił pokazać faka aktualnej rzeczywistości i wybrać się w inne miejsce, aby... nareszcie dobrze się zabawić!

Kierunki trzy: Azja, Afryka, Ameryka Południowa - z czego ta dla mniej zamożnych, czyli jakieś 600 eur.
Co może zrobić taki dziadziuś? Cholernie głupie pytanie. Gdybym ja miał teraz możliwość oglądania tyłków małych azjatyckich dziewuch, jędrnych pośladków murzynek, bądź robionych w 16~ roku cycków latynosek, to o czym my w ogóle dyskutujemy!? Zero zobowiązań, dzieci odchowane. Plaża, słońce, łańcuszek z kwiatków (coś dla Ciebie Szminka), tanie drinki, spanie jak uczeń w wakacje, czyli do południa. Zmartwienia? Brak... no może teraz plajta państwa...
Garść viagry i do setki! Ale hola, wróćmy na nasze polskie podwórko... emerytura? Dobry żart! Jak będzie, to może gdzieś na Syberii pod strzechą z dzikimi zwierzętami, ale za dodatkową opłatą...

Gdzie byś Szminka pojechała? Ja oczywiście do Tajlandii, później do Senegalu, potem jakiejś wioski w buszu, a następnie na drugi świat. Raczej :)!

Koszula.



Koszulo poruszać się delikatnie i zmysłowo w rytmie tańca hula, a do tego mieć ten łańcuch z kwiatów na sobie... No pewnie, że będzie mi w nim do twarzy! Tylko ja chce tego dokonać jeszcze za czasów kiedy moje ciało będzie jędrne, a pojedyncze zmarszczki będę wstanie przykryć pudrem!
Do tego Hawajczycy! Mrr!!

I gdzie bym pojechała? Wiesz, że zdecydowanie nie jest moją mocną stroną, zatem byłaby to wycieczka dookoła świata! Po co się rozdrabniać? Jak zobaczyć to wszystko! Chociaż na pewno dłużej zostałabym w Toskanii i na Hawajach!

Jednak patrząc na nasze realia, to....
Czeka mnie życie wesołej kuracjuszki, o której legendy będą krążyć w nadmorskich (i nie tylko) sanatoriach! Ty patrzysz po naszych "sąsiadach" i zazdrościsz im, a tutaj na rodzimym podwórku życie emeryta nie jest takie straszne. W błędzie są Ci, którzy myślą, że do sanatorium jedzie się po to by regenerować swoje obolałe ciało. To dzieje się przy okazji! Tutaj romans goni romans, a każdy mężczyzna w takowym miejscu zyskuje +100 do atrakcyjności i jest pożądany przez stada kobiet!

Grunt to nie dać sobie na główkę naciągnąć moherowego bereciku i w mówić, że w takim wieku "to już nie wypada". Gorzka to powinna być tylko czekolada, a nie życie ;)


Szminka.

czwartek, 30 sierpnia 2012

Wieczory panieńskie.

Miało być na samczym podwórku, ale to czego się dowiedziałem zmusiło mnie do zerknięcia w cudzy namiot!

Miałem cichą nadzieję, że kobiety jednak zatrzymały się na komunie i robią takie przyjęcia tylko w domu. Z ogórkami na froncie, sałatką, babskim piwkiem, filmikami dvd, muzyką z radia, pogaduchami i tyle! Ale cholera nie!

Pierw,

lista koleżanek, najlepiej liczba dwucyfrowa, zaczynająca się od dwójki. Kredyt w banku i lecimy...

Ciche semesiki między zaproszonymi babkami już na miesiąc przed imprezą, by podnieść atmosferę. Strażak, hydraulik, milicjant, żołnierz oddziału chemicznego, robotnik... artysta uwalony farbą? Bez znaczenia, najlepiej trzymać się domysłów w tajemnicy przed zdziwionym waszym zachowaniem partnerem! Te niewinnie zakrywane usta, myślicie, że tego nie widać? Jak Gośka pisze, że musi mieć sześciopak! I nie chodzi jej o ten targany przez jej męża z monopolowego, a o spartański brzuch, zmuszający do jedynej reakcji: Ja pierdziele! Jak w photoshopie! Mogę dotknąć? łał, srał...
Idę o zakład, że mało która byłaby wstanie potem pójść z nim do łózka przy zapalonym świetle, mając w pamięci widok waszych oponek! Mimo posiadania męża! Ale wiecie co? Mniejsza o to! To Skandal, że równouprawnienia wkracza na tej płaszczyźnie jak szarża husarii pod Wiedniem!

Godzina zero. Partybus dojeżdża. Jak w filmach samochód jamnik zabiera wszystkie napalone mamuśki, które odstawiły na ten wieczór dzieci, mężów, gary, piekarnik i przypominają sobie stare dobre czasy! A w samochodzie czeka już na nich... Gość z muchą bez koszuli polewany przez nie szampanem! Świetna zabawa, nie? Już wole strzelać pestkami śliwek do kosza!

Zanim zdążą zawieść wszystkie do klubu, to w jednej chwili spijają się, bo głowa w przyjmowaniu alkoholu miała przerwę, że hoho! A na miejscu? Jasna cholera, piszczą jak nastolatki do śpiewających z playbacka Biberów! W przy krótkawych miniówach bez majtek! Jak tak można? pytam się Wy przykładne matki, dziewczyny, narzeczone! ;) he?

I te spartańskie torsys! Czy Wy naprawdę wszystkie reagujecie na nie zawsze tak samo? To jest jakiś obłęd... Do czego to porównać... do nowej zabawki kupionej dziecku, któremu mienią się oczy ze szczęścia przez cztery godziny?

Alkohol umiera ostatni... A zamartwiający się maż pierwszy!


Koszula.

No tak Koszulo, najlepiej abyśmy podczas ostatniego dnia naszej wolności siedziały zamknięte w domu. Wypiły grzecznie po lampce wina, obejrzały jakąś komedię romantyczną i powzdychały: 
Ty już masz swojego księcia i Wasze życie też będzie jak w filmie... bla bla...
Po czym grzecznie kładziemy spać, by być wyspanym i wyglądać olśniewająco dnia następnego!

Tere fere Maleńki!
To ostatni dzień wolności! Później czip na palcu i tyle z imprezowania bez granic! Poza tym na układ z komedią mogłabym się zgodzić pod warunkiem, gdyby i mój luby wypił grzecznie jedno, góra dwa piwa i poszedł spać... ale jak się zajrzy do Waszego "namiotu"?

Piwo lejące się strumieniami. Klub wybrany już kilka miesięcy wcześniej, w końcu nawet się zastanawiać nie musieliście. Wszystko dograne przez świadka, który za szczyt swych ambicji postawił sobie abyś o tej nocy długo nie zapomniał! Atrakcja goni atrakcję, a głupich pomysłów macie od metra! W końcu wieczór kawalerski, musi być znacznie lepszy od wieczoru panieńskiego! Poprzeczka postawiono wysoko, bo wywiad był zrobiony. Ach te kobiece długie języki!

A później... później tylko masa zdjęć, które przypominają Wam o tym jak wspaniale było (czytaj: pokazują co robiłeś tej nocy i skąd ten kac). Dowiadujesz się skąd ta damska bielizna na Tobie, o i popatrz masz nowy nabytek w postaci tatuażu z bykiem? Patrzysz najpierw przerażony, a później oddychasz z ulgą, że to tylko henna! Patrzysz na kompanów. wyglądają jak chodzące nieszczęścia, ale te ich obłędne uśmiechy na twarzy mówią, że ten wieczór będzie niezapomniany nie tylko dla nich.
Teraz już możesz być przykładnym mężem i ojcem!

I tak! Musimy tak reagować na sześciopaki, w końcu w zaciszu czterech ścian musimy zadowolić się tylko bojlerkiem...

Szminka :))

czwartek, 23 sierpnia 2012

NsNp

Moja miłość do robotników rośnie z każdą minutą. Jeszcze troszkę, a dźwięk piły staną się niczym dźwięki ukochanej muzyki. W końcu do wszystkiego przyzwyczaić się można... A ten metaliczny dźwięk jest mym budzikiem, towarzyszem porannej kawy, obiadu... Jedynie nie utula mnie do snu. Tutaj jego miejsce zajmują świerszcze... Ot taka miła odmiana.
Jednak nie miało być o mojej miłości do robotników, chociaż przyznaję, staram się widzieć pozytywne strony tego, że mam takie zacne towarzystwo za oknem. Dziś na przykład podziwiałam muskulaturę i wytrwałość Panów... 

Wracając do początku, a raczej do końca. Do końca, bo to o końcu wakacji i nie tylko wakacji miało być. Zacznę nieco sentymentalnie (Tak, Koszulko, wiem, że to lubisz). Chociaż słońce przygrzewa ze zdwoją siłą wszędzie można odczuć już pierwsze oznaki jesieni. W zapachu traw, smakach, a  przede wszystkim w nastroju. Nikt nie cieszy się na jesień, bo zwiastuje ona nadejście zimy. Ot, taka pora roku gdzie jest wiecznie zimno, a poprzedzona jest pluchą. Mało optymistyczna wizja.

Niestety ta wizja udziela się wszystkim wkoło. Kiedy patrzę na twarze znajomych widzę, że i oni pomimo młodego wieku zachowują się jakby przeżywali jesień swojego życia. Skończone studia, tytuł magistra nie budzą w nich radości, a wywołuje strach. Strach przed tym co będzie, a raczej przed tym czego nie ma. Ich uporządkowany tryb życia został zachwiany. Wcześniej wiedzieli, że po wakacjach czeka na nich uczelnia. Teraz, teraz ich wakacje trwają tyle, ile chcą. Tylko, że oni chcą aby ich wakacje nazywane były urlopem i trwały tyle ile ustawa przewiduje. Chcą też pracować w zawodzie, bo w końcu te kilka lat studiów, ten zainwestowany czas, to wszystko miało być po coś. 

Patrzę też na kolejną grupę osób, która pomimo tego, że już swój etat posiada nie jest szczęśliwa. Osiągnęli, to co chcieli i.... i właśnie zastali się. Wiedzą, o której mają wstać, co robić w wolnym czasie, jednak ich praca jest tylko 8 godzinną rutyną. Nie narzekają, bo inni mają gorzej, a zawsze lepiej jest mieć coś, niż tego nie mieć.

Co łączy te obie grupy? Moment, w który osiągnęły swój cel, a nie wiedzą jaki jest kolejny. Boją się marzyć. Osiągnęli już tyle, więc jak mogą oczekiwać czegoś  więcej. Bądź wierzą innym, którzy mówią "Tobie i tak się nie uda" i zaprzepaszczają swoją szansę. Nie ma to jak na wstępie podciąć sobie skrzydła.

Wiecie, kiedy jeszcze byłam w liceum na szkolnych ławkach często widziałam napis NsNp. Niby nic. W końcu takich napisów wiele, tylko, że przeważnie opiewają one albo w wyznania miłości, tudzież niewybredne komentarze odnośnie nauczyli. Długo patrzyłam na te litery i nie dawały mi one spokój. Kiedyś jednak przysiadł się do mnie znajomy. Ponownie przed oczami pojawił mi się owy napis. Oczywiście ja i mój długi język, który za zębami nie potrafi długo posiedzieć. Zaczęłam z nim rozmawiać i tak przypadkiem temat zszedł na owe kilka literek. Jak się okazało miałam szczęście, nie tylko wiedział co owy napis oznacza, a także był jednym z jego autorów.
Czy dać Wam chwilę, na rozwinięcie tego skrótu?
Nie jednak nie będę Was trzymać w niepewności.

Nigdy sNie poddawaj!

Ktoś z Was by zgadł? Ja byłam wtedy bardzo zaskoczona. Później na długo zapomniałam o tym. Rozwiązałam zagadkę i nie było to już tak fascynujące. Jednak pewnego dnia, kiedy wszystkie siły witalne mnie opuściły, a kolejny dzień zwiastował katastrofę na jednej z gablot ponownie zauważyłam ten napis. Przypadek? Być może? Jednak dla mnie wtedy to była niesamowita motywacja. Motywacja, która trwa po dziś dzień.

Pomimo, że jesień zaczyna pukać do naszych okien, trzeba pamiętać, że i z niej można odnaleźć coś wspaniałego. Zima, może być czasem, który pozwoli nam zastanowić się nad obraniem drogi, by wraz z wiosną, czy też Nowym Rokiem (Nowym Krokiem) zacząć odnajdywać siebie.
Jedak jedno jest pewne, nigdy nie wolno przestawać marzyć i wątpić w siebie. Najgorsze co można zrobić, to skazać siebie na porażkę i nawet nie spróbować "bo i tak się uda". Dla tych co mają gorsze dni, i dla tych, którzy czują że jesień dopadła i ich - NsNp! Nigdy się Nie poddawajcie, bo nie wiadomo, co może się Wam przytrafić!




Szminka :)

piątek, 17 sierpnia 2012

Barwa słów.

Natchniona ostatnim wpisem Koszuli, postanowiłam napisać coś niecoś o mojej słabości do męskich... głosów. Jako osoba patrząca na świat nie tylko przez różowe okulary, mam troszkę bardziej wyczulony słuch niż przeciętna istota. Objawia się to lekkim bzikiem na punkcie barwy głosu. W szczególności męskiego głosu. Uwielbiam kiedy facet ma niski ciepły głos, gdzie jednym zdaniem potrafi zawrócić w głowie, a co dopiero jeśli dojdą do tego walory wizualne!

Pamiętam jak kiedyś stałam się "ofiarą" zabawy mojego znajomego. Ja niczego nieświadoma grzecznie w łóżeczku leżąc i będąc pogrążoną w lekturze bodaj kolejne części "Oka Jelenia", którym kiedyś już Wam wspominałam  słyszę cichutkie "Don't worry, be happy" gwizdam sobie razem z Marleyem po czym uświadamiam sobie, że to mój nowy dzwonek i że by tak odebrać wypadało! Zerkam na ekranik i lekko zdziwiona odbieram. Nawiązuje się krótka rozmowa przysłowiowa gadka szmatka: co słychać itp itd... I tak dobre 10 minut. Nagle słyszę niekontrolowany rechot w telefonie! I pada pytanie:

- Czy Ty wiesz z kim rozmawiasz?

Tutaj była chwila konsternacji! (No dobra dłuższa chwila konsternacji grubo po północy było... )W końcu mnie olśniło, zerkam ponownie na ekranik i ładnie recytuje kto. Jednak zonk bo w oddali dalej słyszę niekontrolowany rechot. W końcu ten od dziwnych dźwięków bierze telefon i wtedy mi się dostało:

- Ładnie to tak kolegów nie poznawać!

Okazało się, że wymyślili sobie zabawę pt. dzwonienie do koleżanek i sprawdzanie, która ich po głosie pozna. Moje tłumaczenie, że taaak dawno nie rozmawialiśmy, że późna godzina na nic się nie zdały... Poległam. Ubaw ze swojego dowcipu mieli... Moje zdrowie wypili między czasie i to na dwie nóżki.
Do telefonu wrócił mój pierwotny rozmówca... I tutaj jak zaczęliśmy rozmawiać, tak skończyliśmy około 3....Później otrzymałam mms kartki na której był jego numer i śliczne serduszko. Wysłany z jego telefonu co tylko świadczyło o ich stanie (do dziś nie potrafi mi odpowiedzieć na pytanie jaki cel był był w wysłaniu mms z jego telefonu, z jego numerem ;)). W każdym razie dzięki temu, że mnie swym głosem zauroczył spotykamy się do dziś.

W moim przypadku 50% uroku faceta tkwi w jego głosie. Musze lubić jak do mnie mówi, w szczególności szeptem :))

A Ty Koszulko masz jakieś wymagania odnośnie kobiecych głosów?


Szminka.
 
Liczyłem po przeczytaniu tematu wpisu, że co nieco mnie pochwalisz! Rozumiem Cię jednak w pełni! Również jak dziewięćdziesiąt pięć procent facetów mam bzika. Na punkcie Waszych służących do ssania urządzeniach. Ważne by nie były podatne na grawitacje, oraz, żeby dało zawiesić się na nich kapelusz. Warunki spełnione? Lecimy do ołtarzu!

Mam nadzieję, że te rozmowy z tym Twoim znajomym, będą się regularnie powtarzać! Lubię weselną wódkę! Po niej mogę wytrzymać dwie godziny dłużej, niż przy zwykłych. Dlatego też ponaglam Cię do zrobienia pierwszego kroku i wysłania mu miśka trzymającego serducho! Gdybyś postanowiła mu się oświadczyć, też nie miałbym nic przeciwko. Mógłbym zostać świadkiem, ostatnio nabrałem doświadczenia, więc nie musiałabyś się przejmować.

A co do barwy głosu. To jeżeli nie jest on typowo należący do prostytutki siedzącej w zawodzie od bierzmowania, to da się przeżyć. Wystarczy, jeżeli potrafi sklecić trzy zdania w towarzystwie, bez alkoholu. Ja, pozwalający sobie co jakiś czas, mówić w imieniu moich pierwotnych braci rozpalających ogień w jaskiniach. Twierdzę że, nie przykładamy do tego takiej wagi jak Wy. Potrafimy myśleć bardziej przyziemnymi kategoriami, co poruszyłem już na wstępie!

Radiowcy, bez jej charakterystycznej urody. Co jest niestety przytłaczającą przywarą. Potrafią zmoczyć nie jedną kobitę samym przywitaniem się. Taki na przykład Wojciech Mann, ileż to niewiast musiało wzdychać do tego głosu. Wyobrażając sobie atletyczną posturę biegającą systematycznie na sopockich plażach, he? Przyznawać się bez bicia! Ja sam sobie go tak wyobrażałem!

Ty się zastanów nad tym weselem. Ta wódka wszystkim dobrze zrobi! 

Koszula

środa, 15 sierpnia 2012

Kobieta w reklamie.

Reklamy. Otaczają nas z każdej możliwej strony. Czy tego chcemy, czy też nie jesteśmy na nie skazani. Towarzyszą nam podczas wieczornych seansów filmowych, abyśmy bez przeszkód mogli obejrzeć interesujący nas film, nie narażając na uszczerbek naszego pęcherza. Są z nami podczas emocjonujących turniejów, aby chociaż na chwilę ostudzić nasze emocje i byśmy wraz z nimi nimi mogli zanucić jakąś motywująca melodię (Ach ta nasza radość, kiedy zamiast oglądać jak radzą się nasi widzimy reklamę sponsorów!). Są naszym doradcą, sposobem na życie. W końcu to co reklamowane "musi być dobre".

Reklamodawcy prześcigają się w tym abyśmy zapamiętali oferowany przez nich produkt. I tak, Serce i Rozum stały się naszymi maskotkami, gdzie mimowolnie wypatrujemy kolejnych przygód tej jakże uroczej pary. Śliczna modelka mówi nam, że musimy zakupić nowa maskarę w końcu w końcu: Jesteśmy tego warte!", a mężczyzna, które używa produktów Axe przyciąga do siebie nawet anioły...
Patrzymy na to wszystko przez palce. Uśmiechamy się mimowolnie do ekranu, czasami gratulujemy pomysłu, a czasami... no właśnie czasami załamujemy ręcę.

Ostatnio zauważyłam, że nawet reklamy "spadły na jakości". Jak kiedyś ich pomysłodawcy potrafili zaskoczyć! Reklama potrafiła stać się hitem i przedmiotem żartów wielu, tak dziś budzą zażenowanie. Producenci bazują na najbardziej prymitywnych instynktach. 
No powiedzcie mi moi Drodzy, co ma wspólnego półnaga kobieta ze skupem złomu? Jak dla mnie nic. Jednak to nie najgorsze połączenie na jakie trafiłam. Oto kilka reklam, które zaskoczyło mnie, niestety nie było to pozytywne zaskoczenie.





Mnie jako przedstawicielkę płci pięknej takie reklamy burzą. Zapewne w zamyśle autora miały być zapamiętane, i kojarzyć się... No właśnie z czym, bo na pewno nie z reklamowanym produktem? Na pierwszy rzut oka reklamują one domy publiczne, jednak kiedy się przyjrzymy, że nie do końca... cycki, dupa, nogi plus wulgarny slogan. To jest to co ma przyciągnąć potencjalnych klientów. Nie trudno się domyśleć, jaka jest grupa docelowa owych reklam. Na pewno nie są to kobiety! No właśnie Panowie, z Koszulą na czele, czy takie reklamy Was przyciągają? Czy pamiętacie coś więcej poza obrazkiem na bilbordzie? I czy skorzystalibyście z oferty tak reklamowanej?


Szminka.

Z reklamami w internecie można sobie poradzić w prosty sposób. Gorzej z krzykliwymi informacjami w postaci tematów z wykrzyknikami, gołych dup i przysłoniętych cycków. Tutaj przyznaję się bez bicia. Klikam, klikam jak idzie! Gdyby przyjąć, że jesteśmy częścią wielkiej masy, to kupując meble zwrócilibyśmy uwagę nie na blat kuchenny, ale na opuszczone majteczki Pani w szpilkach. Będąc reklamodawcą pomyślałbym nad lepszym połączeniem! Pani leżącej na blacie bez majtek! Ikea poszłaby w odstawkę jak Boga kocham!

Czy reklamy spadły na jakości? Proszę Cię... zobacz na youtubie ich dawne wydania. Idzie załamać ręce. Cóż takie czasy były. Czy można mieć pretensje, że erotyzm wypełnia nasze codzienne widoki podczas poruszania się do pracy/szkoły itp? Widocznie jest to skuteczne, a skoro jest skuteczne, to po co zmieniać? Tylko dlatego, aby pare osób mogły skomentować merytorycznie sens reklamy? Kiedy z samego założenia ma ona opróżnić nasze kieszenie? Nie! Mi tam nie przeszkadza wisząca reklama na kościele w Berlinie, reklamujący dom publiczny. Bo dlaczego ma mi przeszkadzać? Zawsze mogę patrzeć w kostkę brukową. Nie mogę pomijać faktu, że żyję także inni, którzy mają inne zdanie. Kilkanaście miliardów ludzi włóczy się obok.

Byś się zdziwiłą ile kobiet zerka na te wyphotoshopowane kobitki reklamujące karmę dla psa, nie koniecznie myśląc o karmię. <szturcha łokciem w bok> Jeżeli wiesz co mam na myśli tubko ;)

Koszula.



niedziela, 12 sierpnia 2012

Dyskusja - zaskoczenie :-)

Mroźno się zrobiło, późny wieczór. Naszła mnie wizja oglądania filmu, bądź wyjścia gdzieś na pole. (dwór? powiedzcie to w Krakowie, a zaraz po zębach dostaniecie!) Sądziłem, że obędzie się bez dłużej analizy, lenistwo łapiące się tylko do filmu przegrało. Polemika smsowa i proszę jak siła nacisku skutkuje. Kolejne pytanie, gdzie? - tutaj bezapelacyjnie wygrywa pub. Mam takie miejsce, do którego kiedyś bardzo często chodziłem, ale przestałem. Najwyższy czas, aby odwiedzić stare śmieci. Lustro, patrzę, wystarczą mi dwie minuty. Akurat fryzjerce udało się mnie obciąć tak jak chciałem, aż jej rzuciłem piątaka napiwku. Zaczesałem włosy na bok, trochę wody pomogło, lustro pokazuje rzymski gest darowania życia. A to oznacza, że wyglądam lepiej niż Hitler! Można iść... a tak, jensy - wyjście w samych majtkach nie byłoby najlepszym pomysłem. 

Drewniane ciężkie wysokie drzwi. Ile razy się tędy wchodziło wstanie wskazującym - przypomniało mi się, wywołując uśmiech miłego wspomnienia. Wiele się nie zmieniło. Stół bilardowy stoi jak zawsze, z góry szeroki zakryty lampion. Klimat w odcieniach ciemniejszych, taki jaki powinien być w każdym pubie i taki jak lubię. Dodali tylko wykładzinę w sześciokątną figurę geometryczną, jako wzór - nieco spieprzyli, to bardziej do szpitala pasuje - mniejsza. Cztery drewniane masywne kolumny w środku. Nowe stoliki prostokątne z przymocowanymi od razu ławkami dla dwójki ludzi. Kilka dla dwóch osób no i loże po bokach, takie jak z amerykańskich fastfoodów, obite skórą. Bar drewniana zabudowa i wysokie krzesełka, nowa osoba za ladą - nie kojarzę, wcześniej był mężczyzna, teraz kobieta. 

Panuje sympatyczna atmosfera. jest wieczór, znajomi zbierali się hurtowo by podsumować tydzień, obgadać nieobecnych, napić się i dobrze zabawić. Większość młodzi, atakując po mało do średniego wieku. Siadam przy barze, jestem sam, przyszedłem tylko się napić, naładować i wrócić. Lubię obserwować innych, jak się śmieją, gadają, gestykulują - to mnie ładuje. Zamawiam lokalne duże piwo. Dziewczyna uśmiecha się. Nalewa, kładzie na ladę. Kusiło mnie, żeby ją zachęcić do popchnięcia szkła przez całą długość drewnianego blatu, jak na dzikim zachodzie, ale w ostatniej chwili sobie darowałem. Proszę - dziękuję. W tym momencie podchodzi dziewczyna. Robiła większe zamówienie dla znajomych z którymi przyszła. Siada jedno miejsce dalej po mojej prawicy. Zerkam na nią, biały top na ramiączkach, szeroki pas podtrzymujący ciasne jensy, miseczka coś z d, ładnie wyglądające, nie powiem... Brakło mi tylko widoku nippelsów do rozjuszenia wyobraźni.Włosy bujne, taka fryzura jak lubię, choć sięgała pleców. Rozczesuje je do tyłu, zauważając mnie. Nie wiem dlaczego, ale od razu oderwałem spojrzenie, zdążyłem zaobserwować tylko pojawiający się u niej uśmieszek. Spoglądała na mnie, akurat nie lubię swojego profilu, ale kij... zaraz odejdzie. Siorbię piwko, patrząc przed siebie. Na półki z alkoholem. 

To ty? - usłyszałem zdziwienie. Przynajmniej nie wyrzuciła "kobieta, czy pieniądze" - przekręcam głowę w jej kierunku. Nie znam jej - stwierdzam. Westchnęła - drań, wyszczerzyła zęby żartując. Rozejrzałem się po bokach, nie wiedząc o co chodzi. - dobry wieczór...- odparłem - Ta odchyliła do tyłu głowę śmiejąc się dość głośno, wręcz... rżąc. - daj spokój, naprawdę mnie nie pamiętasz? - obawiam się, że nie - odpowiadam. - Jarek, Krzysiek, Magda - teraz coś kojarzysz? Coś mi się zaświeciło, pokazałem na nią palcem. - to czasy wspólnego mieszkania, stara gwardia, cholera, faktycznie... Kaśka? - mówię ucieszony. Tej miną zrzedła. - Asia... - brzmi podobnie - tłumaczyłem się bezradnie. - mniejsza, co tak sam siedzisz? - ja tylko na chwilę, zaraz będę się zbierał. - po takim czasie, nie puszczę Cię, musisz mi wszystko opowiedzieć. Sporo o Tobie myślałam, ciekawiło mnie jak się toczy Twoje życie, no ale... tak jakoś dziwnie wyszło - kiedy się ty tak zmieniłaś? - powiedziałem niespodziewanie. - Mówisz o moich cyckach? - złapała za nie, po prostu bardziej je pokazuje - zgadza się, teraz są jakby widoczniejsze - patrzę na nie, nieco speszony, cholera! Traktowała mnie jak kumpla z woja, a ja tu z dystansem... 

No więc - czekaj, zaniosę tylko znajomym zamówienie. Kiwnąłem potwierdzająco głową, zaczekałem ucieszony. - dalej pijesz to samo? - tak - śmiała się. Zamówiłem więc drinka dla niej i dla mnie. Rozmawialiśmy nieco o naszym życiu, żaląc się na różne sprawy. Zeszło nam dobre z dwie godziny. W końcu jej znajomi już wyszli, zostaliśmy sami, nieco podchmieleni staliśmy się bardziej szczerzy. Aż złapałem ją za cycka! Cholera, ostatnio zdarzyło mi się to już drugi raz! Tyle, że wtedy złapałem za dwa, w żartach oczywiście! Kogoś innego... Przypomniały mi się pewne emocje, te lepsze... najlepsze :- ) Bardzo za nimi tęskniłem. Ostatnio byłem taki bez orientacji, że dałem swojemu operatorowi wcisnąć telefon dotykowy, przed którymi broniłem się jak przed ogniem... Na szczęście udało mi się zapisać numer!!! 

Skąd ten wpis? Korzystam z uroków braku tubki czerwonej substancji. Ale, żeby nie było, że zamknie mi tekst... to:

Czy Tobie przytrafiła się w ostatnim czasie ciekawa konwersacja, która wywołała u Ciebie uśmiech, zmieniając aktualną postawę? < - :
(krótka odpowiedź, tak, bądź nie - nie liczy się!) 

Koszula

Przykro mi Koszulo. Jednak ja nie zaskoczę taką przygodą. W pubach bywam rzadko, nawet trzeba byłoby dodać bardzo rzadko. Ostatnio bliższe mi lasy, rzeki i jeziora. Rozmowa z naturą jest bardziej monologiem niż dialogiem! A ostatnio uśmiech mój wywołuje słońce, kiedy tylko wyjdzie zza chmur :)

Pozdrawiam,
Szminka.
 

czwartek, 9 sierpnia 2012

Stara miłość nie rdzewieje.

Zawsze z niedowierzaniem patrzyłam na osoby, które po długoletnim  związku, wszem wobec ogłaszanym jako miłość, aż po grób, po niespełna kilku miesiącach wpadały w sidła nowego uczucia. Oczywiście, nie mówię, że powinny pokutować takim sam okres czasu, jaki owy związek trwał. Nic z tych rzeczy. Jednak uważam, że na wszystko trzeba czasu. Przelotne zabawy, romanse, by na nowo poczuć smak wolności jest dla mnie jak najbardziej zrozumiałe. Jednak kiedy widzę, że takowa osoba pakuję się w poważny związek zapala mi się czerwone światło w głowie.

Nie chce patrzeć na ten związek przez pryzmat tej osoby po rozstaniu. Chce na to spojrzeć przez pryzmat tej nieświadomej osóbki, która staje się dla niej ostoją. Jest niczym poduszka, w którym wypłakujemy się gdy mamy zły dzień. Robi za tampon emocjonalny, chusteczki, wszystko po to, żeby na twarzy zagościł uśmiech. Staję się przyjacielem, powiernikiem, a z czasem też i kochankiem. Miedzy pocieszanym, a pocieszającym rodzi się uczucie. Ten drugi angażuje się w to w 100%. Daje z siebie wszystko, w końcu wie przez co jego ukochany/ukochana przeszedł. Wie, że musi go chronić i nigdy nie skrzywdzi jak jego poprzednik/poprzedniczka. Wie o tym dobrze, że musi być cierpliwy i wszystko wymaga czasu. Kiedy widzi, że jego starania przynoszą efekt, serce zaczyna radośnie mu tańczyć, wiruje jego cały świat. Już widzi najbliższą przyszłość. Czyni ku temu kroki aby stała się ona realnym...

Jednak pewnego popołudnia słyszy:
- Ja wiem, tyle dla mnie zrobiłeś, jestem Ci bardzo wdzięczna/ny... Przepraszam, że Cię skrzywdziłam/łem... Jednak ja ją/jego nadal kocham... On/Ona się zmienił...


Świat  pocieszyciela legł w gruzach. Osoba, która zarzekała się, że były/ła nic dla niego nie znaczą, która mówiła, że jest dla niej/niego taki dobry, że nie wie co by bez niego zrobił/ła oświadcza nagle, że nigdy do niego nic nie czuła.
Pocieszacz czuję się jak zabawka. Jak chusteczka, który miała służyć do wytarcia łez, jednak już się zużyła i jest niepotrzebna. Zainwestował tyle czasu i uczucia w drugą osobę, by na końcu usłyszeć:
"Przepraszam, że Cię skrzywidziłem/łam"

Ja patrząc na takie scenki zastanawiam się zawsze jak można być takim egoistą i tak wykorzystać drugą osobę? Ktoś powie "wielka miłość". Wielkie uczucie, którego poskromić nie można. Nie przeczę, tak może być. Jednak wchodząc w nowy związek powinniśmy być pewni, że wszystkie sprawy mamy pokończone, a osoba która o nas zabiega nie jest tylko zabawką na otarcie łez.
Podobno zdrada jest jedną z najgorszych rzeczy jaką można wyrządzić drugiej osobie. Ja jednak dodałabym tutaj rzecz jak dla mnie równorzędną: usłyszeć od drugiej osoby, że nigdy nas nie kochała.


Szminka.
Już widzę u Ciebie te kąciki ust rozszerzające się od ucha do ucha. "Miłość, aż po grób". Otóż przypominam osobnikom lepiącym się do tej zwodniczej tezy, że jesteście w błędzie! Otóż w tym momencie, w chwili, kiedy związek oddycha pełną piersią, nurkując w uczuciu szczęścia. To mają pełne prawo do takich deklaracji. Mamy potępiać te odważne słowa? Dlaczego? Czy student, obiecujący swoim rodzicom, że skończy kierunek, to poważne przegięcie? zobowiązujące do zamykania ust? naprawdę?

- Synu, skończysz tę psychologię?
- Nie mogę Ci odpowiedzieć, gdyż istnieją pewni ludzie, którzy tylko czekają, aby potwierdzić swoje sklejane chińskim klejem terorie.
- Więc nie licz na finansowanie. Ty jełopie!

Emocje emocjami, ale trzeba żyć dalej. Kiedy tracimy codzienność z bliską dla nas osobą. To nie siedzimy na dupie, czekając na cud, rozpamiętując przeszłość. Żyjemy teraźniejszością do jasnej cholery! A najlepszym sposobem na to jest poznawanie nowych ludzi. Wchodzenie w nowe związki, bez łatek chłonnego papieru.

Nie da się ukryć, że czasami jest się ze stratą ciężko pogodzić. Atakują nas wspomnienia, co wpływa na uczucie do partnera. Niestety takie mamy mózgi, naturę. Nie da się z tym walczyć tak, aby wygrać. Można potępiać komentując innych, wyliczać na doświadczeniach znajomych... lecz czy coś to zmienia? Nie.

Życie według schematów "powinno się" prowadzi do tego, czego by się nie chciało. Serio ;) Trzeba planować, ale najważniejsze to przyjąć do wiadomości, że może nie wyjść i pogodzić się z tym.

Ach te ludzkie emocje. Jak dobrze być Marsjaninem, ganiającym po czerwonej planecie ;)


Koszula.

niedziela, 5 sierpnia 2012

Portal randkowy sposobem na miłość?

A dlaczego nie? To jakiś uwłaczający sposób na szukanie szczęścia w życiu? Tutaj z koleżanką Sz. mamy zupełnie inne podejście. Można na to spojrzeć normalnie, bądź sceptycznie. Pora zaakceptować fakt, że czekanie na ławce w parku i dokarmianie gołębi, przechodzi pomału do lamusa - bez urazy ptaszki. Mamy nie korzystać z nowych technologii, tylko dlatego, że zabijają one tradycyjne podejście? Uważam, że to duży błąd, internet daje nam dużo możliwości, praktycznie nieograniczone. W tym poznawanie nowych ludzi - najlepiej liczonych z przekładem na realne życie! O ile nie dzielą setki kilometrów... wtedy można przymknąć jedno oko, ale drugie ma być czujne! Weźmy najpopularniejszy portal, onetowską sympatię. Czy można tam spotkać miłość swojego życia? Oczywiście, że tak i nie - w zależności na kogo się trafi. 

Sprawa wygląda tak: można użyć filtru, który pomoże nam w wyborze najbardziej interesujących nas... relacji? Brzmi trochę jak sklep z towarem, ale czy ludzie nie powinni do tego się przyzwyczaić? Naszymi przodkami handlowali jak dziś wołowiną, czy sałatą. Mimo, że niewolnictwo istnieje dalej , ale nie o tym - nie bądźmy hipokrytami. Co my tam mamy, przygoda, miłość, mężczyzna, kobieta, no i seks... nastoletni chłopcy z pewnością ucieszą się z możliwości podrywania dojrzałych dziewuszek! Wybór miejscowości, wieku - bomba! Bez wychodzenia z domu, mogę wybierać spośród kobiet, które chcą dokładnie tego co ja! Oczywiście o ile nie okażą się starszymi zboczeńcami, śliniącymi się przed monitorem... 

Oglądanie profilu - motto, znowu się powtarza, kolejne: "żyj i daj żyć innym" - niby banalne, ale prostota jasno definiuje filozofie właściciela. Dzieci... nie ma, stosunek do małżeństwa - nie wiem, przynajmniej obędzie się bez szybkiego ślubu, to chyba dobrze, prawda? Opis - cytat z piosenki, "jestem jak motyl wędrujący po kwiatach, jestem jak pszczoła, żądląca w oko..." Zdjęcia nie ma. To oznacza jedno, szukamy dalej. O, ładna buzia! - cholera przecież to modelka z Playboya, skąd wiem? dobre pytanie... nie odpowiem. Śmierdzi fake'iem - idziemy dalej. Kurcze! dobrze, że ta ma majtki... lecim do następnego. O! Jest! Idealna! Opis ciekawy, motto inne, zdjęcia potwierdzające jej osobę! No to mailujemy, spotkanie w kawiarni, potem park, dokarmianie gołębi... zakochanie i... 

i mamy miłość? Co ty na to Tubko z czerwoną mazią? Dlaczego to jest takie beee - wyjaśnij mi ;)

Koszula 

I co ja na to pozszywany kawałku materiału?

Jedno się zgadza, mamy do tego zupełnie inne podejście. Owszem kiedyś handlowano ludźmi, jednak nie przedstawiano ich wtedy jako podmiot, a przedmiot. 
Portale typu sympatia są dla mnie niczym półki sklepowe. Przychodzisz, oglądasz wybierasz. Na opakowaniu masz dokładny opis produktu, zatem też wiesz czego się spodziewać, czasami trafi się nam zwykły bubel, czyli niezgodność opisu z zawartością. Ten krótki opis wyboru produktu można idealnie wkomponować w funkcjonowanie owych portali. Logujesz, zamieszczasz swój opis mniej bądź bardziej udany (mniej bądź bardziej prawdziwy), do tego podrasowane zdjęcie, które ma pokazać to co masz najlepszego.  I tak jesteś na tym portalu, niczym ten produkt na półce i czekasz, aż ktoś będzie Cię potrzebował. Zaczyna się wirtualny flirt, później jakiś tam zalążek znajomości i zderzenie z rzeczywistością, czyli spotkanie. Jeśli spędzicie miło czas i nie uznasz go za stracony wtedy wszystko jet ok :)

Oczywiście można tutaj przytaczać mnóstwo sytuacji  filmowych, gdzie tak zaczęta znajomość kończy się wielką miłością, jednak to tylko filmy. Mocno przekoloryzowany, pokazujący dwójkę sąsiadów, którzy prywatnie się nie cierpią, a nocami korespondują, tudzież "złośliwe" przyjaciółki, które założyły kobiecie w potrzebie konto.

Tak Koszulo, owszem teraz mamy postęp. Tylko jeśli postęp ma oznaczać zamykanie się w wirtualnym świecie to ja podziękuje. Nie chce poznawać ludzi za pomogą filtru, który ma wygenerować moich potencjalnych partnerów. Godziny rozmów przez portale internetowe wolę zastąpić spotkaniami w kawiarniach, klubach, czy spontanicznej grze w siatkówkę. Zamiast wyobrażeń na temat jegomościa ze zdjęcia, wolę zakochać się w uśmiechu przechodzącego obok mnie mężczyzny.
Klawiatura przyjmie wszystko. Sprawi, że nawet największy burak pod słońcem, może stać jakąś egzotyczną roślinką.

Z drugiej jednak strony każdy sposób na zmianę swojego życia jest dobry. Jeśli owe portale mają komuś pomóc jak najbardziej należy z nich korzystać. Obecnie tworzy się nawet taki trend, że oprócz konta na portalach społecznościowych naturalnym jest, że posiada się konto na portalach randkowych. Nie patrzy się na to przez pryzmat "desperata", a osoby, która korzysta z nowych możliwości.

Ja jednak jak wspomniałam wyżej nie patrzę na to ani przez pryzmat "desperatki", ani przez pryzmat "możliwości" Zwyczajnie nie chce się czuć niczym ten produkt na półce  i mówiący "kup mnie" a w tym wypadku "umów się ze mną". Tak jednak mają tylko głupie idealistki.

Szminka.


piątek, 3 sierpnia 2012

Kobieta - cały film.

Kim jesteś kobieto?

Nie zazdroszczę współczesnym kobietom. Życie w kleszczach pomiędzy oczekiwaniami, a zachowaniem dawnego modelu, zakłóca odnalezienie się w świecie stworzenia relacji z mężczyzną. Pewnie nie wiecie, ale dzielicie się na dwa obozy (uświadamianie, piękna sprawa!). Pierwszy to inicjatorski, drugi workowy. Każdy z nich ma miliony odcieni i skrajności. To bez znaczenia. Ciągle się wam w mawia, że facet lubi być zdobywcą, wbijać chorągiewki. To kwestia podejścia, ale to bzdura. Dostajemy to co chcemy i odchodzimy dalej - słyszę dość często. A właściwie, czego można się po nas spodziewać? zapraszając do takiej gry. Oboje nie jesteśmy wtedy sobą i to ma zainicjować wielką miłość aż po grób? Raczej nie, chwilowe uniesienie, dreszczyk emocji, który popycha do konsekwencji, zazwyczaj płaczu w poduchę. Da się z tym walczyć, pracoholizm - choćby. Będzie jednak moment, kiedy zostaniesz sama ze swoimi myślami - a te jak wiemy potrafią nieźle spustoszyć.

Kobieto... A może trzeba coś zmienić? Postaram się Was zdefiniować. Chcecie dostawać jak najwięcej, przy jak najmniejszym wkładzie własnym - w większości. Bez oburzenia, dobrze wiem, że zdarzają się wyjątki. Mało ich, ale są, schowane gdzieś daleko, zepchnięte przez presje, słabo dostrzegalne. Mniejsza. Przy okazji tej postawy, doczepia się łatka całkowitego nieogarniania swoich spraw. Umówmy się, wiecie czego chcecie. Facet ma być zadbany, darzyć Was wielkim uczuciem, dobrze zarabiać, dbać o kobietę, rozmawiać z nią, oglądać filmy, zawozić do teściów, być idealnym ojcem i mężem. Wymarzony scenariusz? To dlaczego nie sprawia Ci to przyjemności? Bo się przyzwyczaiłaś. A świat sprzyja rozwodom, zdradom i zmianie obyczajów. A do tego nie da się zachować proporcji.

Chcesz dużo rozmawiać. Zgoda, plotki, głupoty, życie codzienne, przyjaciółka to, zjadłam na kolacje takie coś, kanar sprawdzał mi bilet, zumba jest czadowa, do solniczki trzeba wrzucić ryż, widziałeś gdzieś moją torebkę, dlaczego nie wrzuciłeś tych skarpet do kosza, umyjesz te naczynia, czy nie - zazwyczaj ciągniemy te barwnie przez Was opisywane historyjki, z najdrobniejszymi szczegółami. Robimy to godzinami, dniami, ale wystarczy tylko jeden moment, kiedy powiemy dość, i zaczyna się koncert wypomnień. Nieświadome tego jak wiele wrzuciłyście w nas waszych opowiadań, myślicie, że nie słuchanie Was narosło do takiej skali, że trzeba się zastanowić nad sensem związku. Analizujecie, spotykacie się z przyjaciółkami, no kobiety drogie... co Wam może poradzić tak neutralna osoba? Jasne, że wyszczerzy oczy ze zdumienia jak to ciężko się układa, że podziwia wytrwałą postawę i zaleca szukania kolejnej miłości. A kiedy naprawdę trzeba zdobyć się na dojrzałość, chowacie się za odrzuceniem połączenia, kasowaniem smsów, unikaniem spotkać. Takie jesteście, niestety. Emocjonalne, niepewne, rzucające się w kryjówki, kiedy nie powinno się tego robić.

Czekacie wiecznie na ideał, bez zastanowienia, że Wy także dla niego musicie być ideałem. Mijają lata, kolejne związki się nie udają, bo czekacie, za mało dajcie od siebie. Facet popłacze tydzień, machnie ręką i wróci do swojego życia(nie wszyscy, w zależności ile uczuciowej lokaty zainwestował). A wy za każdym razem będziecie sobie pluć w twarz, nie licząc sytuacji, kiedy znajdziecie kogoś wartościowego, dla którego będziecie oddawać wiele, no chyba, że Was kopnie w tyłek. Wtedy powtórka, płacz, poducha, napisać, nie napisać, ciekawe co u niego - już za późno kobieto.

Stawianie siebie na piedestale nagrody, nie wróży niczym dobrym, można tak żyć. Ale trzeba pamiętać, że facet zawsze zacznie mieć wtedy drugie życie, o którym nie zawsze możesz wiedzieć. Życie mimo wszystko nie jest schematem, zawsze reaguje dość indywidualnie. Dlatego wrzucanie do jednego wora sporej części to błąd - ale czasami nie ma wyjścia, kiedy załamuje się ręce na to co się ogląda. Faceci także się zmienili, więcej zdradzają, chcą więcej, niewieścieją, gardzą pewnymi fundamentami ważnymi dla solidnego związku. Stąd tyle problemów dla kobiety dziś. Niby ma wszystko, a tak naprawdę nie ma najważniejszego.

Wychodzi na to, że usprawiedliwiam nieco moich braci samczyków... Przejdźmy zatem do podsumowania. Ten wpis całkowicie mi nie wyszedł, przynajmniej nie po mojej myśli, ciężko jest to ugryźć. Sądzę, że nawet książka podzielona na rozdziały nie byłaby nawet małym ułamkiem wyjaśnienia kim jesteś kobieto. I dlaczego tyle zła i dobra ze sobą przynosisz. Gdybyś nie miała piersi, pewnie byś wyginęła. Raz zaapelowałem w którymś wpisie, zrobię to raz jeszcze. Dawajcie z siebie więcej, uczucie się na błędach, wyciągajcie solidne wnioski, bo wierzcie mi, dopóki oboje dajecie(związek) z siebie po równo, sporo, wiele, to będziecie razem szczęśliwi. Rozmowy na ważne tematy nie powinny być ucieczką dla Was - wiem, najczęściej te poważne zaczynają się od przeskrobania czegoś przez drugą stronę - stąd zamykanie się na nią. To błąd, trzeba wszystko sobie wyjaśniać, nie pozwolić, aby oddać pole czasu, bo ono nie działa na naszą korzyść, w przypadku unikania czegokolwiek.

Koszula  

Mężczyzno!
Nie jesteś małym zagubionym chłopcem, który musi zgadzać się na wszystko. Też masz prawo głosu! (patrzcie jaka ja odkrywcza jestem!).

Śmieszą mnie takie wywody sfrustrowanych Panów. Wybacz Koszulo, ale mówienie po raz wtóry o ideałach, jest zwyczajnie nudne. Owszem mamy gdzieś z tyłu głowy jakiś opis naszego "pana idealnego". Otrzymuje on cechy naszych ulubionych aktorów, czy bohaterów, jednak zawsze mamy dodany ostatni punkt "Ma być nasz, i reszta się nie liczy". No już nie uśmiechaj się tak! Zapytaj swoje koleżanki o ich "ideały", a potem spójrz na mężczyzn z którymi są. O popatrz, ideał ten z listy z ukochanym mężczyzną nie ma nic wspólnego!Wiesz dla czego? Sprawa jest prosta, bo żeby ktoś dla nas stał się ideałem, wystarczy go pokochać :)

Bierzemy dużo, a dajemy mało? Ciągłe wymagania? 
Krótkie pytanie: Czy powiedziałeś kiedyś czego chcesz? Czy tylko zawsze zgadzałeś na to, co mówiła Twój połówka?
Jeśli milczałeś i ślepo wykonywałeś polecenia, a później nagle nastąpił wielki bum to nie dziw się, że wybranka Twa będzie zdziwiona, że masz do niej pretensje. Czekaj jak to szło? Rozmawiajmy!

Tak drodzy Panowie, jesteście mistrzami w ucieczce od rozmów i odkładania wszystkiego na potem. "Jakoś się ułoży". Może raz, drugi, ba a nawet trzeci, coś gdzieś rozejdzie się po kościach, ale niewyjaśnione sprawy, na zawsze pozostają niewyjaśnione. Kiedy jednak tych niewyjaśnionych spraw rośnie, to urocze gniazdko jakie sobie uwiliście z waszą drugą połówką zwyczajnie popada w ruinę i czasami na generalny remont, jest już za późno.

Tematyka rozmów? No tak, problemy dnia codziennego czyli brudne naczynia, pełny kosz, czy zatkany zlew. O i nasi znajomi i nasza chęć podzielenia się z tym z osobą z która rozmawiamy o wszystkim? Dziwne, bardzo dziwne.... Następnym razem wystarczy zwyczajnie zmienić bieg rozmowy, jeśli nie da się tego zrobić zgrabnie przechodząc na wybrany przez Ciebie temat, a jeśli przedstawicielka płci pięknej nie skora do tak delikatnej i subtelnej zmiany to jest na to jeszcze jednej sposób. Drodzy Panowie, przypomnijcie sobie czym jest pocałunek i do czego służy :))

Kwestia zdobywcy. Tutaj sprawa jest prosta, jeśli coś przyszło zbyt łatwo jest niedoceniane. Jeśli kobieta nie zaintryguje Was wystarczająco, nie sprawi, że będziecie pamiętać zarówno jej waloru wizualne, jak i intelektualne, nie ma co liczyć na poważny związek. Smutne, ale prawdziwe. Drodzy Panowie, z Koszulą na czele z ręką na sercu zastanówcie się ile kobiet Was zaintrygowało i dlaczego? I iloma z nimi byłe te, które mieliście na pstryknięcie palcami.

Panowie, minęły czasy. kiedy brałyśmy co się dało. Rodzina, jest dla większości z nas bardzo ważna, dążymy do tego aby mieć kogoś u swego boku. Jednak nie za wszelką cenę! Związek ma uskrzydlać (wiem, wiem banalne porównanie), ale tak jest, ma sprawić, że będzie zmotywowani, a wsparcie, które daje nam partner ma nam pomagać w spełnianiu marzeń. To wymóg zarówno męskiej, jak i żeńskiej strony. Jeśli tak nie jest, a my czujemy się jak w klatce, to lepiej odpuścić.

Koszulo, a Ty sobie kup jakąś dmuchaną lalę, jak tak Ci na tych piersiach zależy!


Pozdrawiam,
Szminka.

sobota, 28 lipca 2012

Pudełko pełne wspomnień.


Wszystko przez jedną pocztówkę. Małą niepozorną, ale jakże śliczną z Ustronia Morskiego. Nie było mnie tam jeszcze. Jednak już mam tą miejscowość odnotowaną w notesie w dziale miejsc, które muszę odwiedzić. Taka niepozorna kartka wywołała ogromny uśmiech na mojej twarzy. Uwielbiam dostawać pocztówki, a ta zaskoczyła mnie ogromnie, bo się jej nie spodziewałam. To był taki mały punkt zwrotny w całym dniu, który zapewnił szeroki uśmiech na długo długo.

Pocztówka została przywieszona w widocznym miejscu, tak aby cieszyć moje oczy. Jednak zrobiła coś jeszcze! Przywróciła wspomnienia i była impulsem aby otworzyć moje pudełko. Pudełko pełne wspomnień.  Znajdują się tam rzeczy banalne, wręcz ktoś by rzekł śmieci. Jednak dla mnie to są rzeczy wyjątkowe!
Ot na przykład kamyk z pieszej wędrówki po górach. Wredny wpadł mi do buta i dotkliwie informował o tym, że tam jest. Jak go już wyciągnęłam jednak nie miałam serca go wyrzucić. Był już ze mną tyle, zatem niech skończy tę pieszą wędrówkę. Najpierw wylądował w kieszeni, a później w pudełku.

* zdjęcie z sieci

O są tutaj też muszelki. Nie, nie takie kupne. Tylko te zbierane wraz ze wschodem słońca. Ile ona tutaj już są? Dobrych kilka lat. Jest jeszcze coś, mały muszelkowy ludzik, którego dostałam od kilkuletniego chłopczyka, jak byłam na kolonii.
Poza tym jest też kilka zdjęć, pocztówki, oj tak! Pocztówek jest tutaj sporo. I bilety. Nie wiem dlaczego, ale zawsze je składam. Zwykłe autobusowe, bo te do Parków Narodowych, kin, muzeów. Wiecie, jak ostatnimi czasy byłam na szlaku i rzecz płaciłam za wstęp jak małe dziecko czekałam na takie zdjęcie z pieczątką. Miałam ich już kilka, zadowolona z siebie cieszyłam się, że dostanę kolejny, a tu bach.. dostałam ale paragon. Minę to miałam chyba taką, jak malec, który się właśnie dowiedział, że święty Mikołaj nie istnieje, bo dostałam od pani folder informacyjny na pocieszenie. Nie wiem co złego było w tych pocztówka informacyjnych, że zastąpiono je paragonem fiskalnym. Pewnych rzeczy nie zrozumiem i nawet się nie staram zrozumieć.
O i wiecie co jeszcze znalazłam, kilka zasuszonych kwiatów, małych krótkich notatek, czy rysunków. Wiem, to troszkę dziwne, że trzymam takie „śmieci”. Jednak dla mnie, to moje małe skarby.

Koszulo, nie krzyw się! Ja już widzę tę Twoją minę!
Lepiej powiedz, jakie Ty pamiątki przywozisz sobie z wakacji?
Pewnie niezastąpione drzewka szczęścia, czy drewniane cuda z wypaloną nazwą miejscowości, albo o zgrozo figurki!

Szminka.


Chciałbym zawyć z bezradności, ale sobie daruję... 

Nie przywożę żadnych pamiątek - te najcenniejsze zostają w głowie. Mam bardzo mało zdjęć, kiedy ostatnio przyglądnąłem się tej sprawie bardziej, to wyszło na to, że mam więcej zdjęć z wiszącym niemowlęcym siusiakiem, kąpanym w wannie przez rodziców, niż teraz w dorosłym życiu razem wzięte. Nie lubię zdjęć, inaczej, nie lubię, kiedy są mi robione - taka rodzinna, RODOWA SKAZA. Za to, jak dorwę aparat, popstrykam fotki zabytkom, ulicom miast, przyrodzie, INNYM ludziom. 

Nie lubię wracać wspomnieniami wstecz, taka reakcja obronna, tak to nazwijmy. Nauczony doświadczeniem wiem, że nie zawsze wspominanie rodzi uśmiech od ucha do ucha - chciałbyś dobrze, ale myśl zbacza z dobrych momentów. Nastawiam się na przeżywanie tu i teraz. Mimo to, uwielbiam wracać do mojej skrzyni po wedlowych cukierach, takiej metalowej z Kopernikiem, czy Szopenem - fryzury mieli podobne, mniejsza. Znajdują się tam walentynki przekazane mi z rąk nauczycielki w szkole podstawowej. Nadchodził 14, wszyscy zbierali się w malutkiej sali gimnastycznej i "Pani" z wora wyciągała i czytała na głos osoby, by podeszły i odebrały swoje trofea! Każdego roku licząc od piątej klasy, dostawałem po pięć na łepek! Wiecie jaka to duma była? - o tak... nastoletni alwaro, moczący włosy pod kranem w szkolnej toalecie, imitujący żel!  

Wspominać możesz sobie na starość dziadu jeden! Co mi tu na sentymentach grasz - o mało co i bym popłynął w obłokach! Wstajemy! do roboty! raz dwa, raz dwa! A wracając jeszcze do pamiątek, nie ma to jak odwiedzić miejsca przepełnione tradycyjną lokalnej kultury z  masą "pamiątek" i wrócić z chińską zabawką, śpiewającą i ruszającą łapami i nogami przez cztery godziny, po czym następuje samozapłon i bum! O czym sobie pomyślisz po kilku latach oglądając taki przedmiot? Państwo środka? - ha! Nie, Zakopane! 

Koszula

czwartek, 26 lipca 2012

Wielkoludka.


Jeśli poprosicie jakąkolwiek przedstawicielkę płci pięknej, aby opisała swojego „Pana Idealnego” strzelam w ciemną, że w 99% przypadków padnie przymiotnik „wysoki”. I tak też jest, jak szukamy swojej drugiej połówki to dbamy oto, aby był, chociaż te kilka(naście) cm wyższy od nas. Niby nieistotny szczegół (w końcu wygląd nie ma znaczenia) jednak czujemy się dużo bardziej komfortowo, kiedy ze stoickim spokojem możemy ubrać ulubione szpilki czy koturny. Ten wysoki mężczyzna przez swoją budowę sprawia również, że czujemy się przy nim bezpieczniej. Jesteśmy jego „maleństwem”, które z łatwością może schować się w jego ramionach.

Tak, piękna cudowna wizja…. Tylko nastąpił mały problem! Wysokich mężczyzn jest coraz mniej. Powiedziałabym wręcz, że są towarem deficytowym

Kiedyś myślała, że moje zacne 165 cm to idealny wzrost dla kobiety. Ani nie za dużo, ani nie za mało. Jednak ostatnio o zgroza czuje się jak wielkolud. Co spojrzę na jakiegoś faceta to albo jest nieznacznie ode mnie wyższy, bądź jesteśmy równi? Nie, nie noszę wtedy szpilek. I nie, nie przesadzam.
Najzwyczajniej w świecie zaczynam zazdrościć kobietom, których wzrost oscyluje w granicach 155-160cm. Górują nad takimi „wielkoludami” jak ja. Bez problemu mogą znać swojego Pana Idealnego, bo ich wymagania, jeśli chodzi o wzrost mężczyzny są zupełnie inne od moich.

Oczywiście, wszyscy mówią, że wygląd (w tym i wzrost) ukochanej osoby nie powinien mieć znaczenia. Jednak ja czułabym się niekomfortowo gdyby mój mężczyzna był ode mnie niższy. Niby nic a jednak. Kobieta bodyguard.  Brzmi śmiesznie, troszkę przesadnie… W końcu nie wzrost świadczy o tym, jaki ktoś jest, a jego charakter… 

Poza tym Koszulo, wy też wolicie jak Wasza partnerka jest od Was niższa? Czy może Wam jest to obojętne?


Dla Listopadowej :)


Szminka.

Proszę bardzo jak uczuciowa sentymentalistka wymyka się ukradkiem ze swoich bajkowych marzeń do szarej prostej rzeczywistości. Tak... tak... żeby paliwo zwane miłością, zaczęło płonąć, potrzeba spełnić podstawowe kryterium, pożądanie? bardziej poprawnie - akceptować wygląd. Moja droga, a te deklaracje disneyowskiej wizji zamykają drogę niewysokim? Trochę to krzywdzące, ja bym na miejscu tych wszystkich Pań pomyślał nad zmianą swojego podejścia. Wysoki facet nie oznacza dodatkowych profitów, a często efekty uboczne - wierz mi, wiem co piszę, sam jestem wysoki i poruszam się w takim gronie, i nie zauważyłem problemu ich braku! Przenieś się bardziej na południe!

Pragnę tylko przypomnieć, że to nie kobieta decyduje, czy facet z nią będzie. Czytając to miałem wrażenie, że samców potraktowano trochę jak sklepowy towar. Ten nie, tamten nie, 170 - za mało - 180 - mógłbym trochę więcej. Takie grymaszenie, jak przy wyborze gumy do żucia! Wyjaśniam Ci, nie jesteś wielkoludem - takim średniakiem, wystającym dzięki włosom ponad "niskość"! Oddychaj więc spokojnie - moja koleżanka 180 cm, szpilki 13 cm i nawet by nie pomyślała, żeby czuć się niekomfortowo. A bycie wysokim to wcale nie taka przyjemna sprawa. Ból pleców przy podnoszeniu worku z ziemniakami, zawsze zahaczysz gdzieś głową, bo średniowieczna miara człowieka dalej u niektórych została i plaga takiego budownictwa roznosi się dalej. Stawy... i masa innych "dolegliwości"

Musisz się zdecydować, albo kochasz mężczyznę takim jakim jest (niższy od Ciebie), albo pokochasz następnego, który będzie wyższy, aby ograniczyć Twoje odczucia mniej przyjemne do minimum! ha! Kobiety... nigdy nie wiecie czego chcecie, a określanie miliona definicji na przeróżne tematy jako całość - nie przejdzie - aż zmarszczyłem brwi!

My, Koszula, czyli ja - lubię takie wiesz, okrągłe, ładne, kształtne, w stylu wieszaków, zapominające o grawitacji - do tego najlepiej ponad 173, ostatnio polubiłem rude, więc z takim kolorem (na dole przede wszystkim! - Panie wróć lata 90s, obyczajowość jak znalazł idealna dla mnie!) Jednak, żeby potwierdzić, że hipokryzje występuje u obu płci, to... jest bez znaczenia jak wygląda, jakie ma i ile ma cm ;)

Koszula

piątek, 13 lipca 2012

Efekt Lucyfera.

Efekt Lucyfera to jedna z tych książek, która zapada w pamięć. Przynajmniej tak było u mnie. Jej lektura zmusiła mnie do radykalnej zmiany mojego postrzegania świata.

Od kiedy pamiętam byłam przekonaniu, że zachowanie człowieka jest zależne od jego "kręgosłupa moralnego". Od tego jaki wartości wpojono mu w latach kiedy smarkiem był. żyłam sobie w błogim przekonaniu, że to wystarczy. Myliłam się i to bardzo. Kręgosłup moralny to jedno, drugi, ważniejszy czynnik to życie - konkretnie sytuacje z jakimi przyjdzie się nam w nim zmierzyć.

Książka  Zimbardo odpowiada na nurtujące pytanie "Dlaczego dobrzy ludzie, czynią zło?". Bliskość odpowiedzi, a także jej konsekwencje potrafią zwalić z nóg.




Wielu z Was powinna kojarzyć nazwisko Zimbardo z "Eksperymentem więziennym". Książka jest dokładnym jego opisem, analizom, a przede wszystkim podsumowaniem.


Szminka.

środa, 4 lipca 2012

Test Koszuli

Test Test

Koszula.

Tam gdzie Szminka ładuje swoje akumulatory!

Już nie pamiętam ile razy szłam tymi szlakami. Jedno jednak jest pewne: przejdę zapewne jeszcze nie raz i nie dwa! Kocham Pieniny. Za ich spokój, ciszę i możliwość znalezienia własnego miejsca. Szlaki tam nie są jeszcze tak utarte i obyte, zatem pomimo sezonu można czuć się tam swobodnie. Kolejny atut tego miejsca: podejścia nie są trudne i pomimo braku kondycji każdy może je pokonać!

Ja swoją podróż zawsze zaczynam i kończę w uroczej miejscowości o nazwie Szczawnica.
Oto kilka moich prywatnych zdjęć z tego miejsca. Jeśli ktoś chciałby się tam wybrać i potrzebował wskazówek, niech pisze śmiało :))

To zdjęcia z trasy: Wąwóz Homole - Wysoka - Biała Woda






Co na wakacje?

Troszkę Was zaskoczę. Z dotychczasowego doboru lektur dowiedzieliście się, że lubuje się w kryminałach i fantastyce. Jednak od czasu do czasu potrzebuję odmiany. Książki, która będzie lekką, przyjemną i nie będzie wymagać ode mnie zbyt wiele myślenia. Czyli coś wakacyjnego.


Ja trafiłam na tę książkę w Centrum Taniej Książki. Takie cudowne miejsce, gdzie mogę poszaleć i nie bankrutuję przy tym!




Jak się domyślacie, główną bohaterką książki jest kobieta, a  konkretnie urocza Pani Adwokat, która zostaje porzucona przez męża. Początkowo przechodzi kryzys, bunt i a pytanie "dlaczego?" odbija się echem w jej głowie. Kiedy emocje opadną wpada na szalony pomysł postanawia odnaleźć wszystkich  "mężczyzn z którymi była, ale ich nie poślubiła". Lekki styl pisania autorki, ciekawe zwroty akcji, i pomimo tego, że fabuła wydaje się być oklepaną potrafi zaskoczyć, a co najważniejsze rozbawić też do łez :))

Coś więcej, jak tylko odwiedzę bibliotekę albo księgarnię. Ostatnio mam straszne zaległości w czytaniu!!



Szminka.

poniedziałek, 21 maja 2012

Milczenie owiec

Sa takie osoby, miejsca i filmy o których się nie zapomina. Ja zdecydowanie mogę zamieścić w tym zestawie film Milczenie Owiec. Chociaż ogladalabym go 15 raz wywoła on u mnie ten sam dreszcz i te sama gęsia skórkę. Niczym małe dziecko, które po raz pierwszy ma w reku nowa zabawkę ja będę śledzić losy młodej agentki FBI i fascynować się psychopaty zwanym Hannibalem.



Wczoraj ponownie, zasiadłam przed TV aby jeszcze raz śledzić losy Clarise Starling. Po raz kolejny wraz z nią przyglądałam się profilowi jednemu z najgroźniejszych przestępców.  I wiecie co? Zrobiłabym to chętnie kolejny raz...  

Moze tym razem moje pytanie, nie będzie tylko echem, ale czy Wy posiadacie swój ulubiony thriller?