Strony

wtorek, 25 września 2012

Ta mała piła dziś!


Alkohol. Jedni by rzekli, że to nektar bogów, którzy zlitowali się nad nami i zesłali go, by umilić nam ziemskie katusze. Kto nie pił lampki wina w chłodne jesienne wieczory, czy zimnego napoju chmielowego w jeden z dni upalnego lata. Kilka procentów potrafi skutecznie rozwiązać język, ułatwić rozmowę i wywoływać urocze rumieńce na twarzy.
No cóż, napoje procentowe mają też skutki uboczne. Niekontrolowane zachowania, szybkie ścięcie z nóg, i kac. Kiedy widzimy pijanych nie budzą w nas oni żadnych większych emocji. Ot co byli na imprezie upili się i tyle. Niekontrolowane zachowania są można by rzecz czymś naturalny. Czasami budzą w nas strach, odrazę jednak patrzymy na to jak na skutek uboczny. W końcu kiedyś wytrzeźwieje. Częściej zaś śmiejemy się z nich, a następnego dnia zdajemy im relację z wygłupów, która jest przerywana uroczym "nigdy więcej".

Jednak co wtedy, kiedy mamy równanie kobieta + alkohol?
Czy kiedy nam powinie się nóżka, a procenty zbyt szybko uderzą do głowy ocena naszego zachowania też zawsze są tak pobłażliwe?
No cóż - od nas kobiet wymaga się więcej. Wszelkie zachowania, które odbiegają od normy są karcone. Tylko kto ustala te normy, i jak one brzmią? Szybko też przykleja się nam karteczkę "łatwa" i "sama sobie winna" bo powinna wiedzieć, że dwie lampki wina to jej maksymalna porcja trunku.
Może zaś chodzi oto, że nam wolno pić tylko w zaciszu domu. W gronie bliskich znajomych, kiedy nie jesteśmy "wystawione" na widok publiczny. 

Sądzę, że w lampce wina, drinku czy zimnym piwie w ręku kobiet nie ma nic złego. Widok ten jest powszechnie akceptowalny. Jednak problem tkwi właśnie w umiarze. Kobieta powinna wiedzieć ile może wypić (haha, dobre sobie;)). Na pewnie też nie powinna chodzić do barów sama. Kiedy procenty robią swoje w głowie staje się ona 'łatwym łupem" mężczyzn czekających tylko na odpowiednią okazję. 
Znaczenie też będzie miała częstotliwość. Kobieta pijąca piwo za piwem, będąca wulgarną zatraca w sobie kobiecość. Nie jest już subtelna, delikatna... a staje się męska.
Zatem delikatne rumieńce na twarzy będą uroczę, dziewczęce, a pijacki bełkot niekoniecznie...

Koszulo, jak Ty jako przedstawiciel płci brzydkiej odbierasz pijane kobiety? Bo może dla Was - mężczyzn to bez różnicy.


Szminka.

piątek, 14 września 2012

Złoty krążek.

Taka niewinna. Niepozorna i delikatna. Niby nic, a jednak. Lepiej jak jest, niż gdy jej nie ma. Od małego wmawiają nam, że to symbol miłości. Ot takie złoto cudo na palcu ma przypieczętowaniem ogromnego i płomiennego uczucia! W końcu Królewna Śnieżka miała ją na palcu - miała. Śpiąca Królewna? Oczywiście, że też! No to jak jak takie wzorcem z  dzieciństwa ją posiadały to ja mam jej nie mieć?!

Zatem dniem i nocą marze o niej. Nie o tym, kto mi ją da, ale o niej. Małej, złotej i niepozornej. Moim Skarbie, który da mi wszystko. Zapewni stabilności, bliskość, męża i dzieci. Ot tak. Jest moją obsesją, pragnę jej niczym Smeagul. Może nawet bardziej. W końcu jestem kobietą i jak każda kobieta chcę ją mieć! Rzecz jasna, chcę także by miał ją on. W końcu to oznacza, że jest zajęty! Ba! To oznacza, że należy tylko do mnie! I niech jakaś się spróbuje zbliżyć do niego, to jej blask  ją oślepi!

Do tego jeszcze ta biała suknia z ogromna ilością falbanek i koronek! I ta góralska kapela! A tak, i on, ten który to złote cudo nałoży mi na palec. Zatem teraz dalej tylko wzdycham i marzę i szukam tego naiwnego, który sprawi mi ten zaszczyt i owo cacko kupi.

No cóż Panowie! Nie jeden z Was tak sobie właśnie wyobraża kobietę. Taki Smeagul, tyle że więcej włosów, kształty ciut lepsze, a jak skoczy nawijać o obrączce, bo ją dostanie to i może coś ugotuje!
Zatem jesteśmy niczym te sępy. Spotykamy się z Wami, ale w głowie mamy tylko jedno! Jak najszybciej Was zaobrączkować.

No cóż, dziewczynkom od małego do snu czyta się bajki, chłopcom zaś chyba powieści z krypty!
Innego wytłumaczenia nie mam, na tak błędne i krzywdzące postrzeganie nas - kobiet.

Owszem, kiedy jesteśmy już w stałym związku, dobrze jest, by był on już ustabilizowany. Jednak nie będziemy wymagać od Was, żebyście po trzech spotkaniach padali na kolana i zamiast uroczego "podobasz mi się" pytali "czy wyjdziesz za mnie?". No litości!!

Poza tym co takiego strasznego jest w ślubie? W tym, że związek nie tylko faktycznie, a i prawnie jest uregulowany? Czy naprawdę to złote maleństwo tak wiele zmieni w Waszym życiu?

Szminka.

Randki są...

... Okej!

Lecz rządzą się swoimi prawami. Tak jest, a co! To nie spotkanie z przyjacielem, gdzie bez skrępowania poleci bąk. Nie tędy droga. To wyjątkowe wydarzenie, które może okazać się zwiastunem naszego życia uczuciowego, bądź czysto seksualnego - choć jedno nie wyklucza drugiego. Warto więc do niej podejść zupełnie na serio. Przede wszystkim uświadomić sobie, że warto się postarać! Tak jak Wy drogie Panie, tak i Ja - dziś wyłącznie w moim "imieniu" mam swoje wymagania. Przypuszczam, że nie chciałybyście aby facet przyszedł nawalony jak świnia, zasmrodzony, jakby dopiero wyszedł z obory i ubrany tak, że wstyd atakuje niemiłosiernie, trafiłem? To dobrze. Nie mam jakiś specjalnych wymagań. Świadomość, że dziewczyna/kobieta naprawdę starannie przygotowała się do spotkania, pokazując jednocześnie "szacunek", wystarczy. Boje się już używać tego słowa, co za czasy!

Co przez to rozumiem? Właściwy makijaż, podkreślający urodę - bez tapeciarni - chyba, że para unosząca się z gorącej pizzy ma rozmazać to, tworząc breję. Słowo, utkwi to w pamięci faceta, ale... no właśnie. Strój. Każdy ma swój styl, gdzie przeznaczone cichy segreguje wedle okoliczności. Dres, spocony od 40 minutowego biegania, wzbudzi tylko bezradne westchnięcie. Jesteście kobietami! Możecie pokazać więcej do cholery!
Ja lubię jak jest dekolt - wtedy dobrze wiecie, że faceci pękają. A jeżeli gość potrafi poprowadzić rozmowę, to taki dekolt potrafi bardzo rozluźnić atmosferę, zwłaszcza jak się o nim bezpośrednio mówi! To ułatwia sprawę - wierzcie mi. Fryzura - wszystkie weselne odpadają! Ohydztwo! - Tak, zdarzało się... uprzedzając zapytania. Nie wracajmy do tego. Tematy do rozmów, wszystkie związane z materializmem kwalifikują Was jako B-, czyli chętna na dobra, skłam, a noc spędzisz z dobrym śniadaniem.

Kwestia płacenia. Hmm... "wyskoczenie" kobiety, że płacimy za siebie, od razu usadawia ją na piedestale do małżeństwa, dzieci i szczęśliwego życia! W innym wypadku: rozwód, albo stek kłamstw, co w gruncie rzeczy też kończy się rozpadem.

Wyjście do łazienki, kiedy dostajemy rachunek? Straszny manewr! Choć usprawiedliwiony w przypadku, kiedy randka została przez Was odhaczona jako "NWŻ" - NIGDY W ŻYCIU! Czyli jakby w knajpie żarło się za darmo! Tutaj może dojść do nieporozumienia. Trzeba uważać, bo samczyk lubi już się nie odezwać po takim ruchu.

Jeszcze jedno... trzeba dużo gadać i nieco rozmawiać. Nic tak nie kręci faceta jak inteligentna dziewuszka, w dekolcie z olbrzymimi cyckami! Maaaałeeee też przejdą!
Szminka. Najbardziej wkurzający komplement dla Ciebie, to? ;) Ładne kolana?!

Koszula.


No cóż Koszulo, liczyłam na coś ciekawszego. No nie nachmurzaj się tak Maleńki. Ameryki nie odkryłeś pisząc, że wymagamy aby nasz partner/partnerka był ubrany schludnie i adekwatnie do miejsca, w którym owa randka ma nastąpić. Jak nas widzą tak nasz piszą. 

Kwestia rachunku - jak wiesz jestem zwolenniczką zasady "każdy płaci za siebie". Jednak nie wszystkim to pasuje. Czasami wręcz słyszę protest i słowa pt. "nie obrażaj mnie", "to ja zaprosiłem Ciebie". Wszystko zależy od tego na jakiej stopie jest nasza znajomość i który raz się spotykamy.

Tutaj odeślę do wcześniejszego artykułu:

K. może jednak uchylisz rąbka tajemnicy i napiszesz na co zwracasz uwagę na randkach. Weselne fryzury, dres, czy rachunek...? Tylko tyle?

Szminka.

piątek, 7 września 2012

Samotność w sieci.

Czy dźwięk komunikatora może zastąpić dźwięk głosu? Czy litery pojawiające się na monitorze mogą sprawić, że nasze serce będzie biło szybciej, i nie będziemy czuć się tacy samotni?

W świecie którym rządzi pieniądz zapominamy o tym jak bardzo dla nas ważny jest drugi człowiek. Liczy się tylko ilość zer na naszym koncie, kontakty i prestiż. Kiedy wracamy do domu wita nas przejmująca cisza  i kot. Otwieramy wino, napełniamy kieliszek. Teraz zaczyna się nasze nocne życie. Stukot klawiatury... i szukanie osób, które chociaż przez chwilę zapełnią głuchą ciszę naszego domu dźwiękiem nadchodzącej wiadomości.

Wirtualne znajomości dają nam namiastkę prawdziwej przyjaźni. Mówimy ile chcemy i co chcemy rozmówcy. Czasami jest to prawda, czasami wierutne kłamstwo. Jednak trwamy w tej matni, bo nie da się żyć samemu.Człowiek potrzebuje bliskości. Chociażby tej wyimaginowanej. Wirtualni znajomi, nie będą zważać na to, że jesteś bez makijażu, w wyciągniętym starym swetrze, który już dawno powinien wylądować w kontenerze. Nie będąc potępiać Twojego mało wyrafinowanego gustu muzycznego, kiedy dnia nie będziesz zaczynać od Bacha, a od jakże wymownych słów "nie daj się" nucąc za zelektryzowaną panią. Jednak oni zawsze będą. Ty wchodząc do mieszkania, pierwsze co zrobisz to włączysz komputer i sprawdzisz swoją skrzynkę będąc niemal pewną, że czeka tam na Ciebie kilka nowych wiadomości.

I tak cichy dźwięk komunikatora wypełnia otaczająca Cię pustkę.


Wirtualne znajomości mają od groma swoich zalet. Rozmówca ocenia nas po tym jacy jesteśmy. Liczą się tylko nasze poglądy, pasje i umiejętność bezbłędnego pisania. Na nocnych rozmowach możemy być ubrani bądź jak, strój nie ma znaczenia. Nie musimy też płacić obłędnych kwot za drinki! Rozmawiamy z kim chcemy i kiedy chcemy!

Zasadniczy minus?
Nigdy nie wiemy, czy ten po drugiej stronie kabelka jest tym za kogo się podaje. Nie mamy możliwości jego weryfikacji. Jesteśmy pozbawieni możliwości konfrontacji tego co nam przekazuje z mowa jego ciała. Nie spojrzy nam prosto w oczy, nie mamy pojęcia czy jego śmiech jest szczery. Poświęcając czas na rozmowę z nim, z czterech ścian biura, zamykamy się w czterech ścianach domu.

Czy internetowe znajomości są złe?
Oczywiście, że nie. Sieć pozwala nam na spotkanie ludzi o podobnych pasjach, zainteresowaniach, czy też znajdujących się w podobnej sytuacji. Tutaj wszyscy jesteśmy równi. Nie liczy się to jak wyglądamy, jaki mamy status społeczny. Za pseudonimem chowamy swoje wszystkie kompleksy. Bycie anonimowym, pozwala nam na bycie wolnym. Jednak bycie anonimowym usypia też naszą czujność. Może pozwolić nam stać się ofiarą. Nie tylko możemy zostać wykorzystani, ale sami możemy stworzyć sobie internetowa klatkę, która sprawi, że naszym jedynym oknem na świat będzie monitor. Naszymi jedynymi przyjaciółmi, Ci z sieci. Nie będziemy potrafi swobodnie rozmawiać w towarzystwie, a jedyną formą komunikacji w  jakiej będziemy czuli się swobodnie, będą wiadomości tekstowe...
Staniemy się takimi wybrakowanymi ludźmi...

Wiesz Koszulo, czasami przeraża mnie ten internetowy świat. Boję się, że podążając za postępem, zatracimy w życiu to, co jest najważniejsze. Boję się, że głos komunikatora, zastąpi dźwięk ludzkiego głosu, czy jednak słusznie?

Szminka.


Wiesz Szminko, mnie za każdym razem przeraża, że ludzie naprawdę nie potrafią korzystać z dobroci jakie daje im technika. Teraz to coś normalnego, że Twoje wpisy nie są przywieszane na drewnianej tablicy, a moje odpowiedzi nie pędza kilka dni dyliżansem. Choć to momentami by mnie ucieszyło - bez wyjawiania powodów. Trzeba spojrzeń najpierw na siebie, czy aby... ta technologia nazbyt stała się częścią naszego codziennego życia, zakłócana przez sentymentalne wstawki wynikające z naszej wrażliwości... czy zbudowane na podstawie filmów. Hipokryzja - podsumowując. Mi nie bardzo uśmiecha się podjeżdżanie pod galerię koniem z wozem i w przypadku nierozczytania listy składników zawracać na drugi koniec miasta. Wolę wysłać smsa i po paru sekundach dostać odpowiedź - i jakkolwiek atakowałabyś moją sentymentalną stronę, to i tak nic nie zmieni chęci powrotu do tablicy i dyliżansów. 

To co miało nas zbliżać, zaczyna nas oddalać. Internet coraz bardziej wkracza do naszego życia i czy tego chcemy czy nie, będzie on widoczny. na każdym kroku, no chyba, że zamieszkamy gdzieś w buszu, choć dziś i tam jest zasięg! 

Poznawanie ludzi tutaj, w wirtualnym świecie, ma swoje wady i zalety. W zależności od tego, czego potrzebujemy. Żonaty zyskuje potężne narzędzie w szukaniu kochanki. Zagubiona istotna może trafić na osoby myślące tak jak ona, a więc przyczyni się to do przetrwania trudniejszego okresu w życiu. Możesz znaleźć cytat z książki w parę sekund, zamiast szukać przeglądając stronę po stronie. Zrobić zakupy itd, ale i tak braknie Ci na wszystko czasu - paradoks? Oczywiście. Niewyjaśniony.

Ten kto czeka tylko na dźwięk komunikatora, to osoba uzależniona! Poznawanie nowych ludzi, dostarcza więcej radości - może inaczej, emocji, niż za pośrednictwem tekstu w okienku.

Co komu sprawia przyjemność :) Ja tam lubię chodzić z nagim torsem! Co więcej. Nawet teraz, pisząc odpowiedz, tak właśnie jest! Choć zimno się robi i...
Koszula. 

wtorek, 4 września 2012

Pies ogrodnika.

Pies ogrodnika? A któż to taki? To ten co sam nie zje, a drugiemu też nie da! Otóż Drodzy Panowie, bardzo często ten syndrom można zaobserwować u Was. Kiedy rozstaniecie się się ze swoją ukochaną przeważnie uniesienie dumą i zachłyśnięcie wolnością balujecie do upadłego. Piwko z kumplami, imprezy, przygoda goniąca przygodę. W końcu jesteście wolni i możecie robić co chcecie.
W tym czasie kobieta przepłakuje morze łez, wspiera przemysł spożywczy zakupując niezliczone ilości słodyczy, wszystko po to by później popaść w jeszcze większą rozpacz widząc metkę xxl na swoich ubraniach.Wtedy postanawia wziąć się za siebie. Zmiana fryzury, przyzwyczajeń, powraca do świata żywych. Niebawem poznaje kogoś. Jest szczęśliwa.

Wtedy w Was Panowie budzi się ta mała bestia. W przeciągu chwili kiedy status Waszej byłej zmienia się z wolna w związku uświadamiacie sobie, że kilka miesięcy temu popełniliście największy błąd swojego życia! Porzuciliście tak wspaniałą  kobietę, która była "sensem Waszego życia". Mija kilka godzin, a Wy odkopaliście jej  numer. Wysyłacie jej setki sms, wiadomości, dzwonicie, prosicie o spotkanie.
Wasza desperacja jest imponująca. Potraficie wyglądać niczym zombi, bo nie śpicie przez kilka nocy analizując "jakimi to idiotami nie byliście". I tak Wasza mała walka o serce ukochanej zatacza coraz szersze kręgi. Nie są to tylko miejscowe kwiaciarnie, a Wasi wspólni znajomi. Szukacie pomocy gdzie się da, a jakbyście mogli to i do bram piekielnych byście zapukali. Jednak ten z ogonem podsuwa Wam lepszy pomysł. Szepcze do ucha:
No jak myślisz, czego chce kobieta?
Ty jaśnie oświecony biegniesz do najbliższego banku, sprawdzasz ile masz na koncie. Myślisz sobie: ona jest mym życie, nie ważne ile, ważne żeby ją mieć. Przechodzisz bramy dumnie opatrzone literką "J". wybierasz ten najpokaźniejszy! W końcu musi odzwierciedlać Twoje uczucie, bo jak inaczej!
Teraz tylko Wabi swa ukochaną w romantyczne miejsce. Zachód słońca, róże wino i Ty padający przed nią na kolanach...! Musi się udać...

O jaka Twa mina zdziwiona kiedy ona odpowiada "Nie". No jak mogła! Przecież Ty ją tak kochasz!

Ona też kochała, też cierpiała i przede wszystkim czekała... Wtedy nie miałeś dla niej czasu. Byłeś zachłyśnięte wolnością.  Nie dostrzegałeś jej bólu i cierpienia. Jeśli sądzisz, że jedno kilka zdań pt. "ależ ja byłem głupi", "teraz nigdy już nie będziesz przeze mnie płakać", pomogą to jesteś w wielkim błędzie. Jeśli masz na tyle przyzwoitości, to nie bądź jak ten pies ogrodnika, i pozwól jej być szczęśliwą.

Drogi Koszulo, ten "syndrom" to jedna z rzeczy, w których Was - facetach pojąc nie mogę. Nie doceniacie tego co macie na wyciągnięcie ręki, kiedy jednak to stracicie (czytaj: pojawi się inny mężczyzna) nie przebieracie w środkach by to odzyskać. I Wasza kreatywność w tym względzie nie zna granic!
A te miny spaniela, które serwujecie są przejmujące. I do tego ta hipokryzja pt. "patrz jak ja cierpię".



Szminka.
 
 
Aż żal mi się zrobiło tej kobiety. Tyle, że do jasnej cholery! To działa w obie strony! Żaden szanujący się mój znajomy nie ruszył takim schematem jak opisałaś. To jest margines. Większy procent dotyczy on kobiet, tyle, że robicie to w mniej spektakularny sposób, choć... też zdarzają się wyjątki. Nie doceniamy tego co mamy? - ciężko mi się ustawić pod takim zarzutem, zwłaszcza, że problematyka tutaj jest zbyt szeroka, aby pójść jednym kierunkiem - bo można gdybać i gdybać. 

Faktem jest, że jeżeli partner daje nam jasno do zrozumienia, że trzeba porozmawiać, wyjaśnić sobie sytuację - to w przypadku "zlania" tego z drugiej strony, nie ma co sobie życia utrudniać i płakać w poduchę zajadając się lodami. To daje prosty argument, który powinien wyleczyć z kacu po związku - tylko należy sobie to uświadomić. Nie był warty, a my popełniliśmy błąd w jego wyborze. Amen. Rozumiem, że są emocje, zawiłe motywy utrudniające działanie rozsądku - ale taki mur postawiony przed gotowością do rozmowy powinien zabić w nas wszystkich emocje, które skłaniają do zasłonięcia żaluzji i siedzenia w ukryciu przed całym światem. Powinniśmy być wściekli na siebie! Wyładować się na siłowni, w bieganiu, na worku treningowym itp! Nie w stronę płakusiania, poczucia straty. Tak to już jest, że kiedyś osoba ta była dla nas wszystkim, a dziś zblakła obojętnością - to konsekwencja braku partnerstwa i ugody w sprawie szukania kompromisu. Koszula się wymądrza, pisze w trzej osobie, ale tym razem dobrze radzi!

Zawsze się coś w nas pali, kiedy widzimy eks'ów szczęśliwych. Jednak tylko pod jedynym warunkiem, że my nie jesteśmy szczęśliwy.
Facet ten opisany przez Ciebie jest kutasem, bo nie był skłonny do kompromisu - przynajmniej tak wnioskuję. No chyba, że między nimi był problem, ale oboje nie byli wstanie dojść do porozumienia. Dlatego ona płacze, a facet zaczyna szukać pocieszenia w przyjemnościach. Wtedy oboje są kutasami!  

I ja też w Was kobietach nie rozumiem pewnej postawy. "To on jest facetem, powinien się starać, odezwać się, załagodzić" - nawet, jeżeli wina leży po stronie kobiety. Prowadzi to tylko do jednego:

Zakończenia pewnego rozdziału w naszym życiu.

Koszula.

O wesołym życiu emigranta.

Oczywiście nie polskiego! Mowa o tych emerytowanych z "zachodu". Nie muszących szukać szansy dla siebie na lepsze jutro. Znacie to uczucie, kiedy całe życie pracowaliście w pocie czoła, rezygnując z życia prywatnego, aż stuknął wam wiek emerytalny?
Świetnie, ja też nie. Posiłkując się wiedzą zebraną w artykule odnośnie tego zwyczaju we Włoszech, naszły mnie pewne wnioski. Można palnąć, że lepiej późno niż wcale, ale... organizmu nie przeskoczymy. Rząd wypłaca wam 1200 Euro emerytury. Żyjecie sami. Macie dzieci, ale rozjechały się po świecie. Dostajecie tylko kartki na święta. Małżonek/a nie żyje od dłuższego czasu - niestety nie wytrzymała trudu pracy. Żyjecie w kraju, gdzie te 1200 to i tak na waciki. Choć przymykając prawe oko, da się przeżyć. Starczy na leki, żarcie i prezenty dla wnuków. Siedzicie sobie w zabytkowym fotelu ze skóry jelenia, nogi odpoczywają na pufie, a telewizor pokazuje wam jak tragiczny jest ten świat. Ta klitka zwana mieszkaniem wkurza was od czterdziestu lat. Wodzicie spojrzeniem po suficie. Pełno pajęczyn - niestety reumatyzm daje się wam we znaki. Sprzątanie? Każde jednorazowe skraca życie o rok, a tu już 65-a - statystycznie już nie żyjesz.

Wychodzisz w bereciku na spacer. Siadasz na ławeczce i obserwujesz jak dzieciaki podpalają trawkę bawiąc się w swoim latającym świecie. Wzdychasz, lecz... Trafiasz na dawnego znajomego. Razem pracowaliście, życiorysy niemal identyczne. Jednak on jest znacznie weselszy. Okazuje się, że postanowił pokazać faka aktualnej rzeczywistości i wybrać się w inne miejsce, aby... nareszcie dobrze się zabawić!

Kierunki trzy: Azja, Afryka, Ameryka Południowa - z czego ta dla mniej zamożnych, czyli jakieś 600 eur.
Co może zrobić taki dziadziuś? Cholernie głupie pytanie. Gdybym ja miał teraz możliwość oglądania tyłków małych azjatyckich dziewuch, jędrnych pośladków murzynek, bądź robionych w 16~ roku cycków latynosek, to o czym my w ogóle dyskutujemy!? Zero zobowiązań, dzieci odchowane. Plaża, słońce, łańcuszek z kwiatków (coś dla Ciebie Szminka), tanie drinki, spanie jak uczeń w wakacje, czyli do południa. Zmartwienia? Brak... no może teraz plajta państwa...
Garść viagry i do setki! Ale hola, wróćmy na nasze polskie podwórko... emerytura? Dobry żart! Jak będzie, to może gdzieś na Syberii pod strzechą z dzikimi zwierzętami, ale za dodatkową opłatą...

Gdzie byś Szminka pojechała? Ja oczywiście do Tajlandii, później do Senegalu, potem jakiejś wioski w buszu, a następnie na drugi świat. Raczej :)!

Koszula.



Koszulo poruszać się delikatnie i zmysłowo w rytmie tańca hula, a do tego mieć ten łańcuch z kwiatów na sobie... No pewnie, że będzie mi w nim do twarzy! Tylko ja chce tego dokonać jeszcze za czasów kiedy moje ciało będzie jędrne, a pojedyncze zmarszczki będę wstanie przykryć pudrem!
Do tego Hawajczycy! Mrr!!

I gdzie bym pojechała? Wiesz, że zdecydowanie nie jest moją mocną stroną, zatem byłaby to wycieczka dookoła świata! Po co się rozdrabniać? Jak zobaczyć to wszystko! Chociaż na pewno dłużej zostałabym w Toskanii i na Hawajach!

Jednak patrząc na nasze realia, to....
Czeka mnie życie wesołej kuracjuszki, o której legendy będą krążyć w nadmorskich (i nie tylko) sanatoriach! Ty patrzysz po naszych "sąsiadach" i zazdrościsz im, a tutaj na rodzimym podwórku życie emeryta nie jest takie straszne. W błędzie są Ci, którzy myślą, że do sanatorium jedzie się po to by regenerować swoje obolałe ciało. To dzieje się przy okazji! Tutaj romans goni romans, a każdy mężczyzna w takowym miejscu zyskuje +100 do atrakcyjności i jest pożądany przez stada kobiet!

Grunt to nie dać sobie na główkę naciągnąć moherowego bereciku i w mówić, że w takim wieku "to już nie wypada". Gorzka to powinna być tylko czekolada, a nie życie ;)


Szminka.

czwartek, 30 sierpnia 2012

Wieczory panieńskie.

Miało być na samczym podwórku, ale to czego się dowiedziałem zmusiło mnie do zerknięcia w cudzy namiot!

Miałem cichą nadzieję, że kobiety jednak zatrzymały się na komunie i robią takie przyjęcia tylko w domu. Z ogórkami na froncie, sałatką, babskim piwkiem, filmikami dvd, muzyką z radia, pogaduchami i tyle! Ale cholera nie!

Pierw,

lista koleżanek, najlepiej liczba dwucyfrowa, zaczynająca się od dwójki. Kredyt w banku i lecimy...

Ciche semesiki między zaproszonymi babkami już na miesiąc przed imprezą, by podnieść atmosferę. Strażak, hydraulik, milicjant, żołnierz oddziału chemicznego, robotnik... artysta uwalony farbą? Bez znaczenia, najlepiej trzymać się domysłów w tajemnicy przed zdziwionym waszym zachowaniem partnerem! Te niewinnie zakrywane usta, myślicie, że tego nie widać? Jak Gośka pisze, że musi mieć sześciopak! I nie chodzi jej o ten targany przez jej męża z monopolowego, a o spartański brzuch, zmuszający do jedynej reakcji: Ja pierdziele! Jak w photoshopie! Mogę dotknąć? łał, srał...
Idę o zakład, że mało która byłaby wstanie potem pójść z nim do łózka przy zapalonym świetle, mając w pamięci widok waszych oponek! Mimo posiadania męża! Ale wiecie co? Mniejsza o to! To Skandal, że równouprawnienia wkracza na tej płaszczyźnie jak szarża husarii pod Wiedniem!

Godzina zero. Partybus dojeżdża. Jak w filmach samochód jamnik zabiera wszystkie napalone mamuśki, które odstawiły na ten wieczór dzieci, mężów, gary, piekarnik i przypominają sobie stare dobre czasy! A w samochodzie czeka już na nich... Gość z muchą bez koszuli polewany przez nie szampanem! Świetna zabawa, nie? Już wole strzelać pestkami śliwek do kosza!

Zanim zdążą zawieść wszystkie do klubu, to w jednej chwili spijają się, bo głowa w przyjmowaniu alkoholu miała przerwę, że hoho! A na miejscu? Jasna cholera, piszczą jak nastolatki do śpiewających z playbacka Biberów! W przy krótkawych miniówach bez majtek! Jak tak można? pytam się Wy przykładne matki, dziewczyny, narzeczone! ;) he?

I te spartańskie torsys! Czy Wy naprawdę wszystkie reagujecie na nie zawsze tak samo? To jest jakiś obłęd... Do czego to porównać... do nowej zabawki kupionej dziecku, któremu mienią się oczy ze szczęścia przez cztery godziny?

Alkohol umiera ostatni... A zamartwiający się maż pierwszy!


Koszula.

No tak Koszulo, najlepiej abyśmy podczas ostatniego dnia naszej wolności siedziały zamknięte w domu. Wypiły grzecznie po lampce wina, obejrzały jakąś komedię romantyczną i powzdychały: 
Ty już masz swojego księcia i Wasze życie też będzie jak w filmie... bla bla...
Po czym grzecznie kładziemy spać, by być wyspanym i wyglądać olśniewająco dnia następnego!

Tere fere Maleńki!
To ostatni dzień wolności! Później czip na palcu i tyle z imprezowania bez granic! Poza tym na układ z komedią mogłabym się zgodzić pod warunkiem, gdyby i mój luby wypił grzecznie jedno, góra dwa piwa i poszedł spać... ale jak się zajrzy do Waszego "namiotu"?

Piwo lejące się strumieniami. Klub wybrany już kilka miesięcy wcześniej, w końcu nawet się zastanawiać nie musieliście. Wszystko dograne przez świadka, który za szczyt swych ambicji postawił sobie abyś o tej nocy długo nie zapomniał! Atrakcja goni atrakcję, a głupich pomysłów macie od metra! W końcu wieczór kawalerski, musi być znacznie lepszy od wieczoru panieńskiego! Poprzeczka postawiono wysoko, bo wywiad był zrobiony. Ach te kobiece długie języki!

A później... później tylko masa zdjęć, które przypominają Wam o tym jak wspaniale było (czytaj: pokazują co robiłeś tej nocy i skąd ten kac). Dowiadujesz się skąd ta damska bielizna na Tobie, o i popatrz masz nowy nabytek w postaci tatuażu z bykiem? Patrzysz najpierw przerażony, a później oddychasz z ulgą, że to tylko henna! Patrzysz na kompanów. wyglądają jak chodzące nieszczęścia, ale te ich obłędne uśmiechy na twarzy mówią, że ten wieczór będzie niezapomniany nie tylko dla nich.
Teraz już możesz być przykładnym mężem i ojcem!

I tak! Musimy tak reagować na sześciopaki, w końcu w zaciszu czterech ścian musimy zadowolić się tylko bojlerkiem...

Szminka :))